wtorek, 13 listopada 2012

Misja cz. 1

Nie było nic złego w nadmorskim powietrzu. A przynajmniej nie było ono aż tak złe jak każde inne.
Świeże i przepełnione jodem, takie właśnie sprawiało radość nozdrzą Grace. Czym innym było jednak ciężkie od grzybich zarodników leśne powietrze, lub jeszcze gorzej, przesłodzone i otumaniające powietrze nad łąkami. Mlecznej maści wadera wyszkolona była na szpiega i odbierała takie zapachy bardziej wyraziście niż jej pobratymcy.
Prawdę mówiąc w ogóle nie lubiła powietrza. W jej opinii było tylko wypełniającą pustkę, smutną breją, która stawiała tylko opór w czasie biegu. Dlatego też dla tej misji z niemałym poświęceniem przypodziała się w skrzydła.

Wadera zmarzczyła nos dostrzegając ten wątły uśmiech alphy. -Ma'am. Czyżby Twój stan się pogorszył?- Zagadnęła z wyraźnym zmartwieniem.
 -Tylko troche. -Mrukneła na to siwa klacz, strzygac uszami. Nie otwierała oczu. Wadera wydała za to z siebie pełen wątpliwości pomruk.
-No właśnie widzę jak 'trochę', Ma'am. Nalegam byś pozwolila mi przyprowadzić medyka.- Skłoniła się przed aphą nisko, choć wątpiła by uparta przywódczyni uległa jej prośbie.
- Nie mamy medyka w stadzie...- Stwierdsziła siwa po dłuższej chwili ciszy. Grace spodziewała się jednak tak niejasnej odpowiedzi i skinąwszy łbem podjęła ponownie temat.
-Dlatego proszę o pozwolenie mi na opuszczenie terenów.- Wytłumaczyła się leżącej.Była gotowa na wiele, by pomóc schorowanej klaczy.
 - Jeśli chcesz.

Chciała. Dlatego też mocnym ruchem znienawidzonych skrzydeł wzbiła się w powietrze, pozostawiając za sobą jedynie kilka kropel wody. W końcu zdobyła pozwolenie na działanie, to jednak nie świadczyło jeszcze o sukcesie. Zakręciwszy zgrabne koło nad kanionem zamieszkanym przez stado, Grace obrała wcześniej dokładnie przemyślany kierunek - północ.
Tak jak się spodziewała, droga na pustynię nie była trudna. Owszem, męcząca, lecz nie trudna. Lecąc wysoko nad okolicą, skrzydlata postać sokoła nie mogła powstrzymać wewnętrznej rządzy by raz po raz, otrzeć skrzydłem o zbłąkanego, chmurzystego baranka. Śmiała się wtedy sama do siebie, chwilowa ulga od stresu jaki owo dyndanie na wysokości sprawiało Grace.
Na prawdę nie poczuła się pewnie do puki, do puty nie stanęła ponownie wilczymi łapami na ziemi. Ostrożnie poruszając się po rozgrzanym piasku, który nawet zimą zdawał się nie tracić swej temperatury. Szybko zaczęła dawać jej się we znaki, owa nieprzyjazna pogoda. Lojalność wobec stada pchała ją jednak w przód, na spotkanie pewnego starego przyjaciela który nadal winien był waderze przysługę.
-Na moje kolce! Grace! Ciebie bym się nie spodziewał w tych stronach. Czyżby piasek plaż stracił już dla Ciebie wartość?- Pogodny głos odezwał się ze spruchniałego pnia i śmiejąc się donośnie po chwili wychynął zeń zabawnie wyglądający osobnik.
-Chrząszcz.- Wadera nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok, starego wieszcza, który dtradycją się kierując powitał Grace z fajką w łapie. Skineła do niego łeb, w mniej oficjalnym ukłonie niż ten znany przez członków stada. -Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię widzę.
Czas naglił i choć Grace chciałaby inaczej nie mogła sobie pozwolić na zbędne grzeczności.


Przechodząc od razu do szczegółów, Grace opowiedziała malowniczej postaci jeżozwierza o chorobie przywódczyni. Choć sama niewiele z niej rozumiała, stary mędrzec zdawał się wiedzieć o co chodzi. Pomrukiwał od czasu do czasu w zamyśleniu, słuchając słów mlecznej wadery pykając powolnie fajeczkę. Kiedy monolog samicy dobiegł końca pokiwał tylko głową, zakończył fajkę ("to mnie kiedyś zabije..") i wyciągając z pnia parę niezbędnych rzeczy wgramolił się Grace na grzbiet.
Wadera nie protestowała, znała Chrząszcza na tyle, by się z nim nie sprzeczać. Owszem, była to istota niezwykle dziwna, lecz wiedział co robi. Był najlepszym medykiem jakiego wadera poznała w swym życiu. A poznała wiele.

Grace starała się jak mogła, by odbyć drogę powrotną do stada bez zbędnych odpoczynków. Kondycję miała dobrą, lecz szaleńczy galop przez pustynię najłatwiejszą rzeczą nie był, tymbardziej z rogzadanym i podkasłującym jeżozwierzem na plecach. Na pewno była to jednak część wędrówki przyjemniejsza. Po pierwsze ponieważ miała ziemię pod nogami. Po drugie, ponieważ był z nią stary przyjaciel, który jak wierzyła był w stanie uratować życie jej alphie.
Powierzała w Chrząszczu wielką wiarę i to wydłużało jej oddech jak i krok. Jej łapy stanęły na Wzgórzu Strażników nie długo po zmierzchu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Historia

31.03.2012r. - Założenie stada przez Fride.
01.04.2012r. - Stado topuje ranking flash chata - 8 obecnych osób.
18.04.2012r. - Ustanowienie "1 Prawa Przyziemnych". Stado opuszcza 2 członków, którzy nie chcą zaakceptować zmian.
19.04.2012r. - 4 nowe osoby pojawiają się w stadzie!

Upadek I SD

11.08.2012r. -Przejecie władzy przez Siribi oraz przeniesienie stada na blogspot.
29.10.2012r. - Zmiana grafiki na blogu.