poniedziałek, 24 grudnia 2012

Życzenia



Najserdeczniejsze życzenia
Cudownych świąt Bożego Narodzenia,
Ciepła i wielkiej radości,
Miłych oraz hojnych gości,
Pod choinką dużo prezentów,
A w Waszych sercach wiele sentymentów
  
 życzy Siribi

sobota, 15 grudnia 2012

Tymczasowa Polana

Z powodu awarii flasha zapraszam wszystkich na zapasowy czat na spikierii:


hasło: tancerze cienia

Siribi

piątek, 14 grudnia 2012

.,.

Pam param pam . Niestety lecz ja . Otóż to ja oddaje laptopa do naprawy więc możliwe że mnie długo nie będzie . 

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Panika.

          Zwykły, kolejny dzień. Życie Xeattie składało się raczej z: monotonnych poranków, monotonnego popołudnia, monotonnego wieczoru, monotonnej nocy. Wstawała, jadła, spała. Nieodłącznym elementem jej dnia było bieganie. Dzień, bez zatracania się w szybkości, był dla niej dniem straconym. Gdyby musiała opisać tę czynność jednym wyrazem, użyłaby słowa „wymazywacz”. Biegnąć mogła wyzbyć się problemów i zapomnieć o troskach i zmartwieniach. Wtedy nie liczyło się to, kim jest, jaka jest czy jak się nazywa. Najważniejsze było wtedy jej „zewnętrzne ja” i otoczenie. Podczas biegania zapamiętywała okolicę. Uczyła się każdego drzewa, każdego z osobna, obok którego przebiegała. Uczyła się też dźwięków: szumu drzew, śpiewu ptaków czy dźwięku dudnienia, który powstawał przy odbijaniu się jej łap od podłoża. Zatracała własne ja, by chodź na chwile żyć w zgodzie z naturą. Nie ważne jak bardzo zmęczona czy jak wielki ból czuła – biegła.
          Wsłuchując się w trzeszczenie śniegu, pod wpływem jej ciężaru, na swojej drodze napotkała wilczycę. I cały czar zatracania siebie prysł... Istota na jej drodze była niewiele wyższa od niej i cała czarna. Miała jasne, złote, niemalże świecące oczy. Xeattie rozpoznała w wilczycy alphę z jej byłego stada. A ona czego tu?
          - Co ty tutaj robisz? - Xea mimowolnie najeżyła sierść i odsłoniła kły. - Tak szybko się twoje stado rozpadło? Jaka szkoda! - powiedziała z udawaną troską i zrobiła krok w jej stronę. Stawiała łapy teraz ciężej, ze wściekłością. Jeszcze jej tu brakowało.
          -Kochana, nie denerwuj się tak – uśmiechnęła się. Łatwo było się domyśleć, że uśmiech ten był nasączony fałszerstwem i dwulicowością. Sprawiała pozory normalnej, godnej zaufania. W prawdzie cała wataha nazywała ją „krwiożerczą suką” lub po prostu „suką”. Nie myślała o innych, dbała tylko o swój tyłek. Nie liczyła się ze zdaniami innych osobników. Nie wiadomo było, co Roy w niej widział. Naprawdę spokojny wilk, z którym można było się dogadać. Może po prostu go zmusiła? Umiała tylko grozić lub zmuszać. To wychodziło jej najlepiej.
          - Nie nazywaj mnie tak i nie susz zębów. Nie jesteś na swoich terenach i bez problemu mogę wyrwać ci serce czy przebić płuca – syknęła. - A teraz znaj moją litość i uciekaj stąd.
          - Przyszłam po prostu zobaczyć, jak radzisz sobie w nowym otoczeniu. Zaakceptowali Cię? Pewnie nie... Biedactwo... - zachichotała i cofnęła się.
          - Dla twojej usranej wiadomości – tak, zostałam zaakceptowana. Nie powinno Cię to interesować jak sobie radzę, czy cokolwiek innego dotyczące mojej osoby. A teraz może pokazać ci drogę powrotną do „stada” które naprawdę nim nie było? Ile istot już odeszło? - zapytała się.
          - Nikt nie odszedł. Paru ja się pozbyłam... - spuściła łeb. Xeattie miała wielkie wpływy w stadzie, czasami nawet wielkie niż ona. Nie zawsze wszyscy słuchali się Kassandry. Tak naprawdę, nie nadawała się na przywódcę. Tav była na tyle odważna, by się jej przeciwstawić. W tamtym stadzie mało kto umiał. Po prostu bali się jej reakcji i kary. Szara nie wierzyła, że nikt nie odszedł. Po prostu wiedziała, że ktoś poszedł w jej ślady. Ale co fakt, Kassandra była zdolna, by wyeliminować własną rodzinę ze stada.
          - To dosyć płytkie... Pozbyłaś się najbliższych. I to wielu, wysyłając ich na wojnę, a sama nie przyszłaś. Obiecywałaś, że pójdziesz z nimi. Gdzie twoje hasło „rodzina jest jednością” ? - Tav coraz bliżej do byłej przywódczyni. Jedna jej część wołała rozszarp ją! Na co czekasz kretynko?! No dalej! Druga zaś chciała zostać spokojna i wyrzucić jej wszystkie złe czyny, przewinienia. Niech zgnije moralnie. Doprowadź do tego.
          - Co Cię to interesuje?! Sama się wypięłaś?! Zdradziłaś nas! I to jeszcze dla jakiś jelonków i łaciatych krów! Na mnie gadasz?! Sama nie uczestniczyłaś w wojnie nie wiadomo czemu! Ja nie wiem, co inni w Tobie widzieli. Jesteś tak samo dwulicową suką jak ja – syknęła Xei do ucha i wbiła jej pazury w bok robiąc przy tym długą szramę.
          - Nie udawaj, że nie wiesz! Sama nie nasłałam na siebie Twoich strażników! Albo w sumie, wiesz co? Wolałam posiedzieć sobie zamknięta z dala od tego wszystkiego. Tak, to było moim wielkim marzeniem! - Trawożerna nie wytrzymała napięcia i presji i rzuciła się na Kassandre kłapiąc przy tym kłami przy jej szyi.
          - Od razu ja ich na Ciebie nasłałam! Bo nie mam nic innego do roboty! - z siłą odbiła się tylnymi łapami od ziemi co spowodowało, że Xea teraz leżała pod Kassandrą. Prawdę mówiąc, Kassandra była dużo silniejsza od innych wilków, co zapewniło jej przewagę nad innymi i stanowisko alphy.
          - Nie, sami na mnie napadli! Sami narazili się na moją wściekłość i sami wiedzieli, że przez nią zginą. Dobrze wiesz, że ja jak sobie coś postawię, to zrobię wszystko, by to zrobić. Nie ważne ile twoich lizodupków musiałabym zabić. Chciałam uczestniczyć, ale nie mogłam! Tym się różnimy, moja droga. Ty po prostu się bałaś, ja po prostu nie mogłam. Jak dobiegłam to było już za późno. Część stada była zabita, a reszta pojmana. Nieliczni zostali, bo się schowali. Nawet szczeniaki miały odwagę.- wbiła pazury w jej pysk.  - Po prostu jesteś suką. O nikogo nie dbasz, tylko o swój tyłek. Roy zginął przez Ciebie! Za wasz związek, którego tak naprawdę nie było. Zdradzaliście się nawzajem bo żadne z was do siebie nic nie czuło! Zmuszałaś go do wszystkiego! Za kogo się masz przychodząc tutaj? Czego tu szukasz?! Szczęścia? To go nie znajdziesz! Nie pozwolę na to, byś zniszczyła kolejne stado! Powinnaś się uczyć od przywódczyni tego stada!
          Nagle Xeattie poczuła, jak braknie jej oddechu i zaczyna się dusić. Oddychała szybko i płytko powoli tracąc siły na to. Śnieg przebarwił się jej krwią. I wszystko traciło sens. Umierała za prawdę i szczerość. Całe życie jej przelatywało przed oczami. Przeżywała wszystko od początku, to jak bawiła się z królikami, do których czuła pewny sentyment; to jak w późniejszym czasie odkrywała historię jej rasy; niekończące się luksusy w tropikach; różne stada, różne istity, z którymi poczuła wielką więź. To wszystko nagle traciło sens i istnienie... I się skończyło.
                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Obudziła się cała mokra i ogarnęła ją panika. To nie możliwe, że Kassandra żyje. Rozejrzała się nerwowo po polanie i zaczęła panicznie krzyczeć. Zgromadzeni na łące spojrzeli się na nią z przerażeniem w oczach. Nie, to nie może być prawda! Zaczęła biec jak najszybciej mogła rozglądając się. Często obracała się i wszędzie widziała zarysy Kassandry. Wrzeszczała na cały głos. Ptaki siedzące na gałęziach rozleciały się na każdą możliwą stronę; po nich zostało tylko nic innego jak echo głośnego trzepotania skrzydeł. Patrzyła na las, który wyglądał jak Kassandra i wrzeszczał na nią. Uspokój się głupia. Zabiłaś ją. Nic się nie stało. To tylko sen... To tylko głupi sen. Osunęła się bezsilnie po drzewie i położyła przy jego korzeniach. Po chwili uspokoiła się, panika została w tyle; wydalona w większej części poprzez łapy odbijające się od podłoża. Teraz bardziej było jej głupio, za to, że nawrzeszczała na zgromadzonych... 
____________________________________________________
Spontaniczne z masą błędów. Najdłuższe opowiadanie w moim życiu.  

Poderek Wody Cz.1

DO TYCH KTÓRYM NIE CHCE SIĘ PRZWIJAĆ BLOGA - POD MOIMI WYPOCINAMI JEST LISTA OBECNOŚCI... Jak chcecie to pomińcie to coś i podpiszcie. 
(Jeśli chodzi o samą hostorię mniemam, że jest odrobinę brutalna i tragiczna.) 


"Połóż mnie.
Pozwól, aby jedynym dźwiękiem
Był odgłos wody,

Kieszenie pełne kamieni."




          Normanowie pojawiali się w okolicy niemal co zimę. Za każdym razem, gdy Connaught nawiedzały północne wiatry niosły one ze sobą wycie tych ciemnofutrych istot, a cała osada drżała w niepokju. O dziwo, to rodzina królewska zamartwiała się tą sytuacją najbardziej. Ciemnofutrzy zazwyczaj nie plądrowali bowiem lądów i nie zabijali postronnych łowców. Dla nich zagrożeniem byli jedynie Ci, którzy mieli władzę i moc. Rodzina Grainne popadała w obie kategorie.
          Grace wciąż była wtedy szczenięciem, niepomnym politycznych niesnasek panujących w kraju. Jeśli jej o to zapytać, w dzień kiedy wiatr mocno wieje a ona odczuwa spokój ducha sama przyzna, że pamięta ów dzień lepiej, niż by chciała. Bawiła się tego dnia na plaży z kilkoma rówieśnikami, zupełnie nieświadoma zbliżającego się niebezpieczeństwa. Dlatego też zdziwiła się nieco kiedy zjawił się nabrzegu morza jej ojciec. Był on łaciaty w taki sam zabawny sosób jak jego córka i odbierało mu to nieco autorytetu. Ciepłym sercem zdobył sobie jednak sympatię poddanych, którzy przenigdy nie powiedzieli o nim złego słowa.
     -Grainne, kochanie. Mam dla Ciebie niespodziankę.- Głos miał łagodny, jak piana na krańcach fal. Łaskotał przyjemnie, choć tego dnia nieco się załamywał.
     -Jaką, ojcze?- Mała zdziwiła się nieco, pożegnała jednak znajomych skinieniem łba i podeszła do basiora. Zerknęła na niego swym dobrym ślepiem, próbując odgadnąć co też mógł on przygotować.
     -Twój Wuj zgodził się rozpocząć Twój trening. Jesteś już wystarczająco duża by zostać Szpiegem, moja droga.- W głosie władcy nie słychać było jednak dumy, bardziej troskę co trochę zadziwiło młodą. Nie mniej jednak jego słowa wywołały euforię, która wywiała wszelkie zmartwienia w najciemniejsze zakątki jej umysłu. Podziękowała drżącym szeptem i ruszyła żwawym krokiem ku miejscu gdzie spodziewała się spotkać Aroon'a. Król powędrował za nią, nieco w tyle, po cichu żegnając się ze swą córką.

          Tak jak zgadywała kudłata księżniczka, Aroon jej u wejścia do madmorskiej jaskini, przez członków stada zwanej "Barakami". Jego śniady pysk wygięty był w zadowolonym uśmiechu, który nie sięgał oczu, lecz Grace nie dostrzegła tego. Podkłusowała tylko, witając się dworsko i zaczęła wypytywać o szczegóły treningu i jej przyszłe zadania. Tradycją jej rodu było, aby rodzina królewska mieszała się z resztą stada i zajmowała ich profesjami. Jej matka matka zajmowała się opieką nad szczeniętami, ojciec łowiectwem. Jednak Grace odkąd tylko pamiętała interesowała się szpiegowtwem. Nie raz zakradała się do licznego rodzeństwa, wykradała pozbawione znaczenia informacje lub niczym "domowy" przeniosiła przedmioty z miejsca na miejsce niezauważona przez nikogo. Miała do tego talent, jednak za każdym razem kiedy prosiła o zgodę na rozpoczęcie treningu spotykała się z kamiennym wyrazem twarzy matki i zapewnieniami, że jest za młoda. Nagła zmiana ich zdania znacznie poprawiła jej humor.
          Monolog Grainne został przerwany, gdy tylko Król Finn ją dogonił. Momentalnie jej wuj zajął się rozmową z bratem zmienijąc tor pogawędki na dorosłe, mało interesujące tematy. Przyciszone głosy rodziny brzmiały gorzko i młoda skorzystała z okazji i zaczęła się rozciągać, szykując do testów które ją czekały. Wilki rozmawiały przez dłuższą chwilę wyraźnie zaabsorbowane jakimś tematem. W końcu głos Finn'a przywołał do siebie córkę.
     -Grace, pójdziesz teraz z wujem. Chce zabrać Cię do lasu, by sprawdzić jakie masz predyspozycje.- Słowa zdawały się przychodzić do niego z jakimś trudem, potykał się na nich raz po raz. Grainne tłumaczyła sobie to emocjami. Jakby nie było, był to dla nich wszystkich wielki dzień. Podeszła do ojca i dotknęła nosem jego ganaszu.
     -Dziękuję, Ojcze. Nie zawiodę Cię.- Zapewniła i skłoniła się przed nim nisko. Po tym odeszła na ubocze, ku ścieżce prowadzącej do lasu, by tam oczekiwać śniadego basiora, który miał zostać jej mentorem. Obejrzała się jeszcze po drodze i dostrzegła jak Aroon szepta coś do królewskiego ucha i zaciśnięte w niepokoju szczęki ojca. Po chwili basior ruszył za nią i ruchem puska nakazał narzucić tępa. Biegiem zniknęłi gdzieś w głębi lądu, zostawiając za sobą słony zapach oceanu i zmartwienia.

♣ ♣ ♣

          Przez jakiś czas wędrówka przez las odbywała się w zupełnej ciszy. Aroon wydawał się młodej nieswój i Grace prawie uznała jego milczenie jako formę testu, lecz dostregła szybko, że nie obserwował jej ruchów, a to znaczyło, że nie mógł też oceniać jej możliwości. Kuląc odrobinę uszy podeszła do basiora by nawiązać konwersację.
     -Ojciec wydaje się wątpić we właściwość swego postęku.- Zauważyła prawdomównie, po czym zerknęła na wuja oczekując zniecierpliwiona jego reakcji. Odpowiedział jedynie potwierdzającym mruknięciem i przyspieszył kroku.
     -On wcale nie chce, żebym zaczęła trenować, prawda?- Naciskała nadal chcąc sprowokować Aroon'a do rozmowy. -Obawia się, że sobie nie poradzę... Dlatego nie trenujemy jeszcze.
     -Tak, obawia się o to jak sobie poradzisz.- Basior złamał się w końcu i zwieszając łeb odpowiedział. Wiedząc jednak, że wadera opacznie zrozumie jego słowa dodał po chwili. -Jeżeli chcesz możemy rozpocząć trening. Zapewniam Cię jednak, że lepiej zrobimy zwyczajnie czekając.
          Ta tajemniczo brzmiąca odpowiedź zupełnie zbiła młodą waderę z tropu. Jej uszy wygięły się w przód po psiemu kiedy to zastanawiała się nad  znaczeniem tej odpowiedzi. Wiedziała jednak, że wyciągnięcie wiadomości od szpiega, który nie chciał ich upowszechnić było stratą czasu. Zła na samą siebie ruszyła szybszym krokiem.
          Kolejne kilka godzin minęło na bezproduktywnej, dźwoniącego milczeniem tułaczce po lesie. Nie zajęło Grace długo by zrozumieć, że jest prowadzona w prostej lini od wioski. Zatrzymała jednak spostrzeżenie dla siebie. Nie nauczyła się w ciągy swego dworskiego dorastania zbyt wiele, jednak wiedziała, aż nader dobrze jakie pytanie wolno zadać a jakie nie. Zresztą oczekiwana odpowiedź pzyszła sama, stymulując wilczą wyobraźnię.
          Jeden, długi, przeciągły krzyk. Wszytko co musiała wiedzieć.
          Grace aż podskoczyła kiedy wysoka nuta wilczego wycia przeszyła powietrze. Nie potrzebowała wytłumaczeń... Momentalnei zrozumiała to co miało pozostać przed nią ukryte. Spojrzenie jej i Aroon'a spotkało się w chwili drastycznego niepokoju, wadera utrzymała jednak spojrzenie, dopieła swego. Po chwili basior wygiął plecy w geście kapitulacji.
     -Normanowie. Przyszli po nasze ziemie... Finnley chciał Cię uratować.- Pęk krótkich zdań, które tak bardzo zapadły waderze w pamięć. Sama łapała się nawet teraz na wypowiadaniu się w teki żołnierski sposób. Ponoć to właśnie trauma czyni nas tym kim jesteśmy.
     -Musimy wrócić, wuju.- Odparła po chwili drżącym głosem. Oto jej własny dom, tak beztroskie i pełne miłości miejsce stało się ofiarą zła zza morza. Przełykając głośno żal uniosła wysoko łeb. Może była młoda, może była naiwna... Lecz nie mogła opuścić swoich w potrzebie.
     -Polgniemy razem z nimi, Grace. Twój ojciec, Twoja matka... Oni woleliby abyś nie wracała.- Głos Aroon nie był kierowany strachem. Był to doświadczony żołnierz, któremy nie strach było walczyć dla ojczyzny. Okazywał on jedynie troskę o młodą bratanicę. Za późno. Księżniczka podjęła już decyzję.
     -Jeśli przyjdzie nam polgnąć, możemy się uważać za bohaterów. A teraz prowadź, Szpiegu.

♣ ♣ ♣

          Droga powrotna była niczym żart. Minęła praktycznie niezauważona, pozostawiając po sobie jedynie zmęczenie i brak świadomości. Młoda wydawała się zupełnie nieświadoma otaczających ją bodźców, kiedy tylko Aroon spojrzał na nią odnajdował przerażona spojrzenie. Wiedział jednak, że bała się o swych bliskich nie o to co może ją spotkać. Sam basior miał się podobnie, lecz był bardziej doświadczony na polu bitwy. Poznał też już na własnej skórze możliwości Normanów. Wiedział w co się pakują i gotów był znieść to co rządał od niego los ze spokojem i czystym umysłem.
          Kilkakrotnie przystawał po drodze, strzygąc uszami i napinając śniade ciało. Liczył, że uda mu się wybadać co też dzieje się na brzegu nim opuszczą leśną powłokę. Musiało mu się powieść, ponieważ wychodząc z lasu pokierował Grace w stronę jaskiń, gdzie pokaźne skały zapewniły im kryjówkę. Kuląc się za jedną z nich przywołał do siebie bratanicę i poinstruował wobec planu działania.
     -Wyjdę im na przeciw. Wiedzą kim jestem i da im to trochę do myślenia, prawdopodobnie zginę nim uda mi się powiedzieć słowo. Ale to nie ważne... Liczy się to, że odciągnę uwagę od Ciebie. Zdobędę czas byś mogła się rozejrzeć, sama wydedukowała jak będzie Ci najlepiej działać.- Jego słowa budziły otuchę, pozorowały nadzieję i młoda Grace przyjęła je z radością.
     -Byłoby dla mnie zaszczytem, Aroon'ie, stać się kiedyś żołnierzem, którym byłeś Ty.- Przyznała się, unosząc wysoko pysk w formie wilczego salutu. Wuj zawsze imponował księżnej, nie tylko przez swą profesję, lecz prez oddanie. Teraz jednak nie umiała obrać uczuć w słowa i umiała oddać mu honor tylko jako rycerzowi. Pzymknęła ślepia licząc, że odejdzie bez dłuższych pożegnań. Przeto i tak mieli się spotkać niedługo po Równoległej.
          Nie myliła się. Głęboko poruszony wilk odpowiedział na jej salutcję po czym zaciskając szczęki wyskoczył na skałę i zawył. Przenikiliwy dźwięk potoczył się echem po kamiennej plaży ogłuszająć zgromadzone na niej ciemnofutre stworzenia jak i ich więźniów. Zew ów przerwał obrady wroga, bezdotykowe tortury, kierowane ku poddanym rodziny Grace. Takie planowanie doszętnie rujnowało ich wiarę w oswobodzenie, szacunek wobec zdegradownych przywódców. Plan nie powiódł się jednakoż, przerwał go bowiem samotny wilk, który porwał się na zmienianie hostorii.
          Grainne obserwowała z ukrycia jak jej wuj zeskakuje pomiędzy najeźdźców obrzucając ich wyzwiskami. Jego odwaga wprost przerażała ją. Dla młodej, ów bohaterski czyn, który sama zainicjowała był niepojęty. Owszem, sama miała niedłgo ruszyć z odsieczą, jednak będzie bardziej przygotowana. Aroon rzucił się w toń potornej rzeki zupełnie nie świadom konsekwencji.
     -Bo nie jest wilkiem ten, który zabiera co jego brata jest. Co sprzeciwia się woli natury i zagrabia sobie co nigdy nie miało być jego... -Monolog urwał się nagle, gdy spomiędzy Normanów wyłonił się zdecydowanie większy osobnik i naskoczył na Aroon'a przygniatając go łapą.
     -Zamilcz, kundlu. Wasza era się skończyła.- Niepodważalny autorytet. Niepodważalna łapa. Chociaż morski wilk wił się pod ciężarem napastnika nie mógł się wyspobodzić. Przeklnął kilkakrotnie, lecz zwiększony nacisk doprowadził go do pisku.
     -Wiesz co z wami zrobimy?- Kontynuował Normandzki wódz. Syczał, niczym wąż, grożąc w sposób niewyobrażalnie wprost kompromitujący. -Spalimy was... Tylko po to, by potwierdzić, że wasza woda nic nam nie zrobi.
          

♣ ♣ ♣

          Zza skał całe to zajście traciło na wartości. Zdawało się nieralne, niematerialne. Jak jakaś iluzja, obłudna mara senna, która znalazła swą drogę do rzeczywistości. Grace wiedziała jednak, że to co widzi jest prawdą.
          Obserwowała pojmanie Aroon'a z grozą i poczuła jak jej serce pamienieje, gdy z morcznych ust Normanów podła groźba ognia. Wiedziała już bardzo dobrze, że nie uda jej się nikogo uratować. Nie rozumiała zbyt wiele, lecz czuła, że lepiej dla jej poddanych będzie, jeśli zniknie gdzieś w cieniu, teraz, kiedy jeszcze dla nich pozostała jakaś nadzieja. Grainne była jednak wysoko urodzona, a w tych młodych latach charakteryzowała się dumą i próżnością. Nabrała w płuca powietrza, delektując się słonym zapachem wody, który prawdopodobnie czuła po raz jeden z ostatnich i przygotowała się mentalnie do spojrzenia piekłu w oczu. Wtedy też napięła kręgosłup gootując się do skoku.
          Ten nigdy nie nastał. Dotyk, jakże delikatny, lecz paraliżujący. Na jej skroni znalazła się dłoń, łagodząca i ostrzegająca w tym samym czasie. Wadera uniosła wzrok, zbyt zszokowana by czuć się w niebezpieczeństwie i ujrzała przed sobą piękną kobietę o łagodnych rysach i ciemnych oczach. Uśmiechała się pobłażliwie, tak jakby wiedziała co ma się stać. Emanowała niewyjaśnioną mocą, a jej słowa ukoiły rozpacz w sercu Grace. Przyjęła je z radością, nie obawiając się już przyszłości. Czasami los oferuje nam pakt, którego nie możemy odrzucić. Są momenty, w których przeznaczenie drwii z nas, udając na pokaz, że mamy wybór. To wszystko jednak nie prawdą jest. Odpowiedź zawsze jest jedna. Delikatny głos...
     -Ocalę ich, Grainne. Oczekuję tylko drobnej zapłaty... Chcę Ciebie w zamian.

niedziela, 2 grudnia 2012

Czas na wspolną zabawe.

Siribi jest taka mądra i świetna i możecie ją czcić i w ogóle...xD
[Wybaczcie. Musiałam się dowartościować.]

A tak na serio.. Organizujemy : Zimowy Piknik

Mimo mrozu, śniegu oraz nieprzyjemnej aury. Na przekór wiatrom, śnieżycom i innym takim. Całę stado zbierze się by świętować rozpoczęcie zimy. Nie lubisz zimy? I tak przyjdziesz. Aby rozgrzać nasze zamarznięte serca odbędzie się wspólny posiłek. Nie unikniecie również zabaw oraz tańców. 

Głównym pomysłodawcą jest Grace i to ona zajmie się przygotowaniem pod moim jakże czujnym okiem. Od razu mówię: Obecność obowiązkowa. Nie przyjmuje wymówek. 

Wszystko odbędzie się w najbliższą sobotę od godziny 18. Pytania? Pod postem lub od razu do Łaciatej.

A oto lista obecności. Czas sprawdzić czy żyjecie. Macie czas do końca tygodnia.

Siribi - obecna
Abstract - obecna
Grace - obecna
Scytthe -obecna
Xeattie - obecna
Zephyr - nieobecny
Waxy - obecna

I na koniec kolejny news. Rezygnuje z gry na czas 1 tygodnia. Czyli spotkacie mnie dopiero na imprezie. Nie proście i tak nie zmienie decyzji. Oczywiście będe dogladała bloga i odpowiem na posty pod moja KP.
Ewentualnie na gg.

To chyba wszystko więc do zobaczenia moi mili.

Siribi

wtorek, 27 listopada 2012

Zadanie na Szpiega; Część jak się okazuje pierwsza z nie wiem nawet ilu.


     - Witaj Grace. Cieszę się że cię już nie śpisz. Mam do ciebie ważną sprawę. Naszymi sąsiadami ze wschodu jest wataha wilków. Bo widzisz problem w tym, że zmieniła się tam hierarchia. Nie mam pojęcia czy nowy przywódca owej watahy nie ma złych zamiarów odnośnie naszych terenów. musisz to sprawdzić a przy okazji nie możesz dać się zdradzić. Postaraj się wybadać co się tam dzieje, nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi. Ah.. i jest jeszcze coś. Do zadania przydzieliłam ci dwa niewielkie lisy, będą twoim wsparciem. Musisz jednak okazać się dobrym liderem dla nich. Są nowicjuszami lecz mają wspaniałe predyspozycje na szpiegów. Myślę, że będą ci pomocni. Oczywiście jeśli chcesz mogą porostu obserwować ciebie w akcji nie mieszając się w nic. Wybór należny do ciebie.


 “..nozdrza mają, ale nie czują zapachu”
Psalm 115 “Kto ośmiela się wygrać”


    Uśmiech Grace był, jak zawsze, idealnie symetryczny. Ciężko było powiedzieć, czy zawdzięczała to istocie swego mienia, czy też była to silna matematyczna dedukcja w którą wkładała tyle pracy, że nie mogła pozwolić sobie na swobodną konwersację z postornnym towarzyszem istnienia. Natura jej uśmiechu, którą prawdopodobnue tylko Kot z Chesshire mógł rozszyfrować, nie będzie jednak głównym problemem tego eseju.
    Powodem jego była bowiem para młodych lisów, kręcąca się w ekscytacji kilka kroków za ogonem łaciatej wadery. Byli to młodzi rekruci, których Siribi przydzieliła jej jako pomoc w wykonaniu swej misji. Jakże nadgorliwe były te dwa rude chłystki! Wierciły się i przedrzeźniały wzajemnie,  na co Grace kręciła tylko głową. Nie chciała karcić ich za zangażowanie, jednak, gdy zbliżyli się do terenów zajmowanych przez podejrzaną o polityczną zdradę watahę, Grainne nie mogła się już dłużej powstrzymać. Przywołała ku sobie młodziaków i przekrzywiła w zamyśleniu łeb.
     -Żeby być szpiegiem, nie wystarczy mieć dobrego nosa. Trzeba mieć też wąsy, by zamaskować swoją wścibskość.- Liski spojrzały na nią z uwagą, przysiadając nagle na ziemi i drapiąc się uparcie po uszach. Słowa te brzmiały dla nich obco i chwilę zajęło im zrozumienie ich znaczenia.
     -Nie możecie szpiegować z beztroską w sercu, musicie grać. -Ciągnęła wadera, wyraźnie walcząca nad wyborem odpowiednich słów. -Musicie przobrazić się w przyjaciela, który zdobędzie potrzebne sobie informacje nie wzbudzając krzty podejrzenia. Albo też być możecie być niewidzalni niczym wiatr i delikatni jak samotny płatek śniegu. Niewykrywalni, o.- Im bliżej granicy się znajdowali, tym częściej z ust wadery padały podobne wskazówki. Grace nie była mówcą, jednak szpiegostwo było jej żywiołem i  tłumaczenie jej towarzyszom jego zasad, nie było dlań zbyt trudne.
    Prowadziła ich las z pewnością, która sama z siebie przyznawała jej autorytet. Żaden z lisów choć przez chwilę nie obawiał się zbłądzenia. Wierzyli w pełni, że Grainne prowadzi ich we właściwie miejsce.
    Zatrzymali się dopiero nad rzeką u granic stadnych terenów. Tam, za wodospadem ukryta była mała jaskinia z której uczynili swój obóz. Oczekując wieczora, udali się na polownie, biorąc je za ostanią musztrę nim przystąpią do prawdziwego 'boju'. Kiedy w jamie spoczęło kilka królików, a Grace upewniła się, że wszystko idzie zgodnie z planem pozostawiła chłystki w obozie a sama przekroczyła niewidzialną barierę oddzielające oba stada i niczym cień, złączyła się w jedno z mrokiem węsząc tak zawzięcie jak tylko pozwalały jej płuca.


    Nie była na misji już od dawna. Owszem, ćwiczyła co wieczór na terenach Tancerzy, lecz co wieczorne pseudo-patrole pozwalały się jej jedynie wyuczyć się ścieżek dzików i łosi. Nie pomagały w przygotowaniach na realną praktykę zdobywania informacji. Dlatego też szła wolniej niż zazwyczaj, wijąc się jak jakiś leśny węgorz, przenikając przez paprotne zagajniki aż jej łapy spoczęły na leśnej ścieżce, prowadzącej ku chatce babuni, która tym razem była metaforą niepewnych sąsiadów.
    Im bliżej łaciata postać była głównej polany zajmowanej przez watahę, tym czujniej nadstawiała swych szpiczastych uszu. Ufając swym umiejętnością zatrzymała się w krzewie rododendronu, na którym wciąż wisiały oplecione brązem liście zezwalając na bezczelne wysunięcie w przód malowanych uszysk. W ten sposób właściwie stała na polanie, mogąc swobonie szpiegować wieczorne obrady.
    Następne kilka godzin spędziła w zupełnym bezruchy, obserwując zwyczaje owych wilków. Uczyła się ich imion, rang i upodobań, licząc na to, że posłużą one pomocą jej lisim towarzyszom. Wysłychiwała także politycznych zarządzeń, które zaintrygowały ją wielce. Zdawało się, że nowy władca wyrobił sobie spory autorytet... Miejscowi kłaniali mu się niżej nawet, niż nawet Grace miała w zwyczaju i zwracali się doń "Majestacie". Jego prawdziwe imię pozostawało, więc sekretem, co gnębiło wielce cienistego szpiega.
    Grace zawróciła na ogonie nim księżyc zaczął swą drogę w dół nieba. Tym razem pozwoliła sobie na swobodny bieg i kiedy tylko dotarła do jaskini poczęła wylizywać futro. Akcja ta miała podwójne zadanie, nie chodziło pobiem tylko o pielęgnację lecz także masaż i kojące jego działanie dla ciała i ducha. Lisy usiadły u jej boków słuchają uważnie informacji rzucanych pomiędzy mlaśnięciami jęzora.
    -Zowią swego wodza Majestatem. Pamiętajcie żeby go tak nazywać, kiedy już go wam przedstawią, lecz nie za pierwszym razem. Są ostrzy wobec samych siebie. Wymagający, lecz szczerzy. Dlatego odpowiadajcie jak was zapytają i nie szukajcie wymówek. Musicie wierzyć własnym kłamstwom.- Dyktowała łaciata całą listę wskazówek, licząc, że roztargnieni malce zapamiętają chociaż cześć z nich. Przy wieczerzy z zajęczego mięsa odpytała ich jeszcze z histori, jaką mieli opowiedzieć obcym.Zadowolona z odpowiedzi pożegnała ich uśmiechem i udała się na spoczynek oczekując kolejnego dnia wątpliwych konsekwencji.


 ♣ ♣ ♣


 Wiem, że całość zajmuje wieki, ale parę rzeczy weszło mi w drogę ostatnio. Obiecuję się poprawić, szybko skończyć zadanie i brać się do pisania własnej historii... Która z tego co widzę musi być szybko opowidziana. Piszę na szybko, byle tylko skończyć. Bez - ta - len - cie.

niedziela, 25 listopada 2012

Z prośbą o nowe życie ~Xeattie.

- Przepraszam kochani, muszę odejść – powiedziała półszeptem do pozostałych i spojrzała w stronę lasu. - To miejsce mnie przytłacza, to wszystko mnie przytłacza – rozejrzała się po polanie pełnej kości, krwi i szczątek jej najbliższych. - Tu wydarzyło się tyle złego, to mnie zniszczy. To was wszystkich zniszczy! - powiedziała głośniej, odwróciła się i zaczęła biec w stronę lasu.
W głębi siebie wiedziała, że źle postąpiła. Nie powinna opuszczać najbliższych w potrzebie. Lecz jedno było pewne: zasłużyli. Nie posłuchali jej, nie zwracali nawet na nią uwagi. Byli zajęci tylko przygotowaniami do wielkiej wojny. Wojny, która skończyła się klęską dla jej watahy. Przecież to nie musiało się tak kończyć! Rozmyślając biegła przez nieznane jej tereny. Pragnęła zapomnieć o wszystkim. Zacząć żyć od nowa. Po kilku dniach dobiegła do bram nieznanego jej stada. I jak Xe? Wchodzisz w to?

Zwą ją Xeattie lub Tav. Niektórzy nawet Xeą. Liczy sobie powyżej 5 lat. Jest waderą z gatunku Reevier. Te zwierzęta są większe od zwykłych wilków. Łapy przystosowane są do długiego i szybkiego biegania. Jest to rasa, która nie je mięsa. Mięso w ich organizmie jest jak toksyna. Xeattie jest raczej cicha i nie ufna. Długo przywiązuje się do rzeczy, miejsc, osób. Raczej sympatyczna i pomocna. Można jej zaufać. Uwielbia adrenalinę, strach, ból. Lubi wiedzieć o wszystkich wszystko, sama o sobie nie mówi praktycznie nic. Jest niecierpliwa i w pewnym sensie rozpieszczona. Za wszelką cenę dąży do tego, by wszystko było po jej myśli. Jak jest inaczej to próbuje zdobyć to do skutku. W jej słowniku nie ma słowa „niemożliwe”. Nawet gdyby miała złamać swoje moralne zasady. Unika przemocy, agresji pomimo tego, że sprawia jej wielką przyjemność i satysfakcję. Nie lubi jak ktoś jej rozkazuje, nakazuje czy radzi. Wychowała się w rodzinie morderców, dlatego ma takie upodobania. Jako młody wilk wszędzie widziała rozlaną krew czy rozszarpywanie innych. Wpajali jej też, że musi zabijać. Jednak od szczeniaka miała swoje zasady, które ciężko jest jej złamać. Nie lubi kłamstwa i chamstwa. To są dwie rzeczy, które stara się na swój sposób potępiać. Mimo jej wad, historii jest raczej pozytywną postacią. Xeattie głównie zna się na szukaniu i śledzeniu, dlatego w hierarchii chciałaby być zwiadowcą. Jako szczeniak sama doszukiwała się informacji o swoim gatunku czy innych rzeczach. Podobizna.

piątek, 23 listopada 2012

List

23.11.1012r, Polana Shadow Dancers

Drodzy Tancerze Cienia,

 piszę do Was, by dowiedzieć się czy wszystko w porządku. Czy oby nie męczą Was jakieś problemy i czy nie potrzebujecie pomocy Stada. Bo jeśli chodzi o nie jest coraz gorzej. Nie będę ukrywać z naszej wspólnej winy.

 Głównym celem tego listu jest przypomnienie wam o naszej niewielkiej społeczności, która właściwie nie istnieje. przykro mi to mówić ale to prawda. Niestety wszelkie starania na poprawienie żywotności stada kończą się na niczym.  Przykro mi również stwierdzić, iż na naszej skromnej Polanie od dawna brak żywej duszy.

 Rozumiem, że każdy z nas ma swoje sprawy na głowie i może nie ma chęci na obcowanie z innymi członkami SD, ale to nikogo nie usprawiedliwia z tak długiej nieobecności. Nie chce aby do Stada należały osobniki nie mające zamiaru więcej się pojawić. Nie popieram również słomianego zapału.

 Oczywiście Alpha też nie jest bez winy, do czego się przyznaje i w tym liście pragnę szczerze przeprosić za słaba wenę oraz w pewnym sensie olewanie bloga. Od teraz obiecuje poświęcić więcej czasu na prace nad stadem. Mam szczerą nadzieje, że i Wy się do tego przyłączycie i, że na Polanie przestanie wiać pustką.

 Tyle ode mnie. Proszę o odpowiedz, w której wyrazicie chęć do obcowania w SD. Jeśli jednak takiej chęci nie posiadacie proszę o krótką notkę o opuszczeniu Stada.

Pozdrawiam

Siribi


 

wtorek, 20 listopada 2012

Waxy

*Na polanę weszła mała wilczyca. Stanęła po środku polany i się zaczęła przedstawiać*
Imię: Waxy , Eny
Wiek: 6-7 miesięcy
Rasa: Wilk Natury
Płeć: Wilczyca
Charakter: Miła, zabawna , stanowcza .
Historia: Za dużo do pisania...

wtorek, 13 listopada 2012

Misja cz. 1

Nie było nic złego w nadmorskim powietrzu. A przynajmniej nie było ono aż tak złe jak każde inne.
Świeże i przepełnione jodem, takie właśnie sprawiało radość nozdrzą Grace. Czym innym było jednak ciężkie od grzybich zarodników leśne powietrze, lub jeszcze gorzej, przesłodzone i otumaniające powietrze nad łąkami. Mlecznej maści wadera wyszkolona była na szpiega i odbierała takie zapachy bardziej wyraziście niż jej pobratymcy.
Prawdę mówiąc w ogóle nie lubiła powietrza. W jej opinii było tylko wypełniającą pustkę, smutną breją, która stawiała tylko opór w czasie biegu. Dlatego też dla tej misji z niemałym poświęceniem przypodziała się w skrzydła.

Wadera zmarzczyła nos dostrzegając ten wątły uśmiech alphy. -Ma'am. Czyżby Twój stan się pogorszył?- Zagadnęła z wyraźnym zmartwieniem.
 -Tylko troche. -Mrukneła na to siwa klacz, strzygac uszami. Nie otwierała oczu. Wadera wydała za to z siebie pełen wątpliwości pomruk.
-No właśnie widzę jak 'trochę', Ma'am. Nalegam byś pozwolila mi przyprowadzić medyka.- Skłoniła się przed aphą nisko, choć wątpiła by uparta przywódczyni uległa jej prośbie.
- Nie mamy medyka w stadzie...- Stwierdsziła siwa po dłuższej chwili ciszy. Grace spodziewała się jednak tak niejasnej odpowiedzi i skinąwszy łbem podjęła ponownie temat.
-Dlatego proszę o pozwolenie mi na opuszczenie terenów.- Wytłumaczyła się leżącej.Była gotowa na wiele, by pomóc schorowanej klaczy.
 - Jeśli chcesz.

Chciała. Dlatego też mocnym ruchem znienawidzonych skrzydeł wzbiła się w powietrze, pozostawiając za sobą jedynie kilka kropel wody. W końcu zdobyła pozwolenie na działanie, to jednak nie świadczyło jeszcze o sukcesie. Zakręciwszy zgrabne koło nad kanionem zamieszkanym przez stado, Grace obrała wcześniej dokładnie przemyślany kierunek - północ.
Tak jak się spodziewała, droga na pustynię nie była trudna. Owszem, męcząca, lecz nie trudna. Lecąc wysoko nad okolicą, skrzydlata postać sokoła nie mogła powstrzymać wewnętrznej rządzy by raz po raz, otrzeć skrzydłem o zbłąkanego, chmurzystego baranka. Śmiała się wtedy sama do siebie, chwilowa ulga od stresu jaki owo dyndanie na wysokości sprawiało Grace.
Na prawdę nie poczuła się pewnie do puki, do puty nie stanęła ponownie wilczymi łapami na ziemi. Ostrożnie poruszając się po rozgrzanym piasku, który nawet zimą zdawał się nie tracić swej temperatury. Szybko zaczęła dawać jej się we znaki, owa nieprzyjazna pogoda. Lojalność wobec stada pchała ją jednak w przód, na spotkanie pewnego starego przyjaciela który nadal winien był waderze przysługę.
-Na moje kolce! Grace! Ciebie bym się nie spodziewał w tych stronach. Czyżby piasek plaż stracił już dla Ciebie wartość?- Pogodny głos odezwał się ze spruchniałego pnia i śmiejąc się donośnie po chwili wychynął zeń zabawnie wyglądający osobnik.
-Chrząszcz.- Wadera nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok, starego wieszcza, który dtradycją się kierując powitał Grace z fajką w łapie. Skineła do niego łeb, w mniej oficjalnym ukłonie niż ten znany przez członków stada. -Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię widzę.
Czas naglił i choć Grace chciałaby inaczej nie mogła sobie pozwolić na zbędne grzeczności.


Przechodząc od razu do szczegółów, Grace opowiedziała malowniczej postaci jeżozwierza o chorobie przywódczyni. Choć sama niewiele z niej rozumiała, stary mędrzec zdawał się wiedzieć o co chodzi. Pomrukiwał od czasu do czasu w zamyśleniu, słuchając słów mlecznej wadery pykając powolnie fajeczkę. Kiedy monolog samicy dobiegł końca pokiwał tylko głową, zakończył fajkę ("to mnie kiedyś zabije..") i wyciągając z pnia parę niezbędnych rzeczy wgramolił się Grace na grzbiet.
Wadera nie protestowała, znała Chrząszcza na tyle, by się z nim nie sprzeczać. Owszem, była to istota niezwykle dziwna, lecz wiedział co robi. Był najlepszym medykiem jakiego wadera poznała w swym życiu. A poznała wiele.

Grace starała się jak mogła, by odbyć drogę powrotną do stada bez zbędnych odpoczynków. Kondycję miała dobrą, lecz szaleńczy galop przez pustynię najłatwiejszą rzeczą nie był, tymbardziej z rogzadanym i podkasłującym jeżozwierzem na plecach. Na pewno była to jednak część wędrówki przyjemniejsza. Po pierwsze ponieważ miała ziemię pod nogami. Po drugie, ponieważ był z nią stary przyjaciel, który jak wierzyła był w stanie uratować życie jej alphie.
Powierzała w Chrząszczu wielką wiarę i to wydłużało jej oddech jak i krok. Jej łapy stanęły na Wzgórzu Strażników nie długo po zmierzchu.




piątek, 2 listopada 2012

Wszystko i nic.

 Więc tak..

Po pierwsze: Oficjalnie witam wszystkich nowych i pragnę wyrazić radość, iż dołączyliście do Tancerzy. Mam nadzieje, że będziecie się tu dobrze czuli.

Po drugie: Chcę podziękować Grace za wspaniały wygląd bloga. Mam nadzieje zgodzicie się z tym, że taka odmiana była nam potrzebna.

Po trzecie: Do stada dodajemy forum do offtopowania i poznania siebie nawzajem trochę bardziej poza grą.

Po czwarte: Chciałabym przywrócić Plusy i Minusy w stadzie. Moim zdaniem pozwoli to nagrodzić aktywne osoby oraz w dalekiej przyszłości pomóc im w rozwoju po szczeblach stadnej hierarchii.

Co o tym sądzicie?

Siribi

poniedziałek, 29 października 2012

Italia, italia ovunque. ~ Zephyr.

Jasność sączy się z Nieba i przenika mnie na wskroś, aż do najdalszych brzegów oceanu zmysłów. Wypełnia mnie całkowicie i tak dogłębnie,ze jedyne co czuję to zniewalająco ciepła i błyskotliwa światłość przepełniająca mnie poczuciem spokoju i harmonii.

 Czerwone usta kwiatów szepczą do mnie zmysłową arią zapachów. Sa tak niewinnie uwodzicielskie, jak obietnica rozkoszy pozostająca jeszcze poza widnokręgiem brutalnie realistycznych marzeń
  Żarłoczna zieleń przetrwania pozera łapczywie resztki osieroconej przez Zimę szarobrunatnej bylejakości. Nic nie może się jej oprzeć, jej przeznaczeniem bowiem jest odzyskanie całości niemal już straconego na rzecz lodu świata.
  Brzęczący rój owadzich meteorytów przemierza zaskoczone ich liczbą przestworza. Chwilami wydaje się, ze w dziwacznej zamianie to cale niebo składa się ze skrzydlatych atomów, a wiatr i świetlista przestrzeń noszą nektar do nieistniejącego ula.
  Słabe powiewy chłodnego wiatru są jak siarczyste policzki wymierzane za bezwstydne zauroczenie. Im więcej ich otrzymuję tym bardziej mam ochotę bezwstydnie grzeszyć - czuć, doznawać, zatracać się w jedności z tym wszystkim co na codzień jest takie odrębne!
  Oślepiony bogactwem smaków w pierwotnym zachwycie słyszę jak w monumentalnym procesie twórczej destrukcji bogactwo i złożoność świata kreują się na nowo po długim okresie rozkładu i zastoju.
  Ogłuszony tęczą wielobarwnej różnorodności zastygam porażony silą, energia i wola przetrwania bijącą od każdego najmniejszego nawet istnienia.

  W centrum wydarzeń,w idealnym środku  mojego Wszechświata z niemym zachwytem upajam się każdym najmniejszym kwantem doznań. Są tak przenikliwie prawdziwe i przeszywające, ze przez krótkie mgnienie Czasu nie jestem w stanie ich w sobie pomieścić.

  Tu i teraz jestem niczym tama pękająca pod naporem potężnej rzeki! Świadomy wspanialej katastrofy i upojony ekstazą dynamiki,zmiany oraz nieokiełznanego ruchu oddaję się sam sobie w akcie emocjonalnego kanibalizmu.

Obraz tak cudownie prawdziwy i inspirujący, że prawie wierzę.
Prawie…

Pewnie, signora, zapytasz kim jestem.
Jestem tylko cieniem tego kim naprawdę mógłbym być. Marna imitacją, podróbką bez żadnego znaczenia. Szyderstwem z idei doskonałości, bezwartościową kopią boskiego projektu. Jednym z nic nieznaczących zer, których nieskończona ilość sumuje się bez przerwy do zawartości Wszechświata.
  Jestem zbednym oddechem w calym szalonym huraganie zdarzen,który rzezbi historie i swiat. Zalosnie nieoryginalna Kropla zbędnej wody w calym oceanie dziejow, jednym z miriadow lisci drzacym na sama mysl o nieuchronnym i ostatecznym upadku.
  Jestem pustym dzwiekiem skladajacym się na wielka symfonie zbednych istnien, wyblaklym obrazem w muzeum zycia odwiedzanym tylko przez kochajacych kicz slepcow.
  Jestem skaza w idealnej hierarchii przekonan i wartosci, nienaturalnym wybrykiem topiacym się z przerazeniem w strumieniu niezrozumialych ludzkich slabosci.
  Jestem niewolnikiem statystki, rzutem kośćmi pomiędzy jednym a drugim uderzeniem serca. Kazda moja chwila wysycona jest przerazajacym oczekiwaniem na rezultaty niekończących się losowań. Z niewyobrażalnym strachem myślę o momencie kiedy wynikiem będzie już tylko wieczna cisza.
  Jestem najmarniejszym wyznawca pustki i chaosu,nawet prawdziwym bogom nie umiem się poklonic do konca. Jestem  tez dziurawym sitem lowiącym prawdy w studni Objawienia. Wyłowiłem już tak wiele rozczarowan, szkoda tylko ze nawet one nie pozostaja we mnie dłużej niż zaledwie chwile.
  Jestem kolekcjonerem doznań bez żadnej wartości: od  fałszywej ekstazy ukrytej w przezroczystej butelce  po prawdziwie chwytający za serce blask ciemnych oczu.Wszystko to jest tylko żałosnym tłem dla smutku i samotności, którymi wymalowane jest moje wnetrze.

  Przerazajaca rzeczywistosc rozszeptala mnie na kawaleczki strachu obojetnymu ustami Codziennosci.
Dzisiaj jestem inny niz wszyscy a jednoczesnie obrzydliwie taki sam.
Dzisiaj jestem tylko Zephyrem
Posranym narcyzem przepełnionym swym ego. 
Posranym Włochem przepełnionym swym ego.

A w mym sercu...  Garsc bolesnego milczenia zamknieta w ironicznie obojetnej przestrzeni betonowego pudelka za wszelką cene chcąca zobaczyc światło dnia i nocy.
Niewidzialne slady wspomnien niczym blizny na swiezo zdartej i gotowej do garbowania  skorze przeszlosci.
  Drazniacy szelest wlasnego juz tylko oddechu-ekspresja wyjatkowo dzisiaj bolesnego poczucia odrebnosci.
  Zanikajacy zapach ulotnych i na pozor nic nieznaczacych chwil- z czasem wazacych jednak coraz wiecej tak jak drobne strumyki wody, które tworza w uporzadkowanej gromadzie wielka rzeke przeplywajacych doznan.
  Przesłoniete usmiechnietą maska i pelne tonacych emocji ludzkie akwarium pozbawione czujnych kocich oczu. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie musze się obawiac,ze ktokolwiek będzie w stanie cos z niego wylowic.
  Ostre jak brzytwa krawedzie scian wysmiewaja mnie zlosliwie swoim zimnym geometrycznym porzadkiem. Doskonale wiedza, ze od dzisiaj sa rusztowaniem, na którym będę mogl już bez zadnych hamulcow budowac swoje coraz bardziej falszywe poczucie Wszechmocy.
  Bezczelna cisza z kazda godzina staje się coraz bardziej namacalnie i natarczywie wszechistniejaca. Kiedys wydawala się slodka obietnica wytchnienia i spokoju,ale niestety jak wiekszosc wyobrazen okazala się syrenim spiewem wyjatkowo okrutnego klamstwa.

Na szczescie niezawodny Smutek jest w poblizu, moj zawsze obecny i wierny towarzysz.
Tak naprawde jest on  dla mnie płótnem na którym rzeczywistosc maluje jakze banalne i nuzace pejzaze codziennosci:ludzi szorstkich i nieciekawych jak kostka szarego mydla,wydarzenia znaczace tyle co ludzki oddech w bezkresie gorskiego powietrza i wspomnienia istniejace już tylko jako zapis informacji w galaretowatych procesorach zywych komputerow.

Pustka jest dla mnie jedynym ratunkiem. Rozplynac się, rozpasc, zabezistniec, odrzeczywistnic, wyparowac,zniknac!
Stac się czescia nieporzadku tak wielkiego,ze jego istnienie nie wymaga usprawiedliwienia i przyczyny.
Po prostu:NIE BYĆ!

Ach jak się rozmarzylem…

Chciałbym poznac kogoś komu mógłbym mówic "bez Ciebie pustka staje się jeszcze czarniejsza.Bez Ciebie bicie mojego serca wydaje mi się pożegnalnym śpiewem każdej chwili.Bez Ciebie czuje tylko zimny wiatr przelatujących przeze mnie zdarzeń, jest tak lodowaty, ze nawet nie potrafię odróżniać ich smaku.Bez Ciebie sny są jakoś bardziej smutne i jakoś bardziej pełne gęstego lęku.Bez Ciebie brakuje mi powietrza, bez Ciebie życie jest tylko suchym piaskiem pustyni samotności wyprażonej przez ślepe promienie goryczy i żalu.Bez Ciebie Minerwa wydaje się marnym bóstewkiem szepczącym nic nie znaczące frazy.Bez Ciebie każdy dzień i każda noc są tylko żartem bezwzględnego Czasu karzącego mnie Twoim brakiem.Bez Ciebie wszystko i wszyscy są tacy mgliści i nieważni,zupełnie jak Duchy-transparentne i obojętne w swojej niedotykalności.Bez Ciebie tracę poczucie sensu,tylko w Twoich oczach potrafiłem odkryć prawdziwe znaczenie tego słowa.Bez Ciebie rozpadam się w bezbarwny pył smutku i tęsknoty.Nic i nikt nie może mi Ciebie zastąpić."

Ale jestem Włochem i dlatego nie chcę Cię już znać.Dokładnie dlatego.

Nie lubię się zatrzymywać.Nie lubię gdy ktokolwiek lub cokolwiek staje mi na Drodze.Nie lubię kompromisów, porażek, wahania i impasu.Nie toleruję ludzi i chmur nieuporządkowanych zdarzeń, które rzucają cień na moje ideały i wizje.Jestem apodyktycznym autokratą w moim idealnie harmonijnym i uporządkowanym świecie.Nic i nikt nie może mi się sprzeciwić!Każdy kto wkracza do mojego świata podejmuje ryzyko, ze moja miłość może zamienić go w mojego śmiertelnego wroga.Tak naprawdę obojętność to najcichsza,najtrwalsza i najprawdziwsza oaza bezpieczeństwa i spokoju, w której można się schronić.Jednym władczym gestem, w każdej z przestraszonych moją gwałtownością chwil mogę zniszczyć budowane miesiącami i wiszące na mostach pragnień ogrody moich słów.Czy teraz to robię?Dzisiaj jest mi tak chłodno, że wszystko mi jedno.Jak widać obojętność może być tez czasem kołem ratunkowym rzuconym tonącej i umierającej namiętności.Uwielbiam takie paradoksy, dzięki nim świat staje się jeszcze bardziej cudownie skomplikowany.


Jestem Zephyr. Nie liczę mojego wieku, bo mnie on nie interesuje. Robię to co mi się podoba. Nie mam stanowiska w hierarchii, bo do niczego się nie nadaje. Zadrap mnie, to ja zdrapie ci pysk. Jestem oryginalny i mam jednego przyjaciela. Jest on moich ukochanym ego i ma na imię Zdzisław. Problemo ? 

Grafika

Uporałam się jednak szybciej niż myślałam, a i mój internet choć raz był na tyle uprzejmy by kooperować.
Oczywiście jest to tylko zarys i z miłą chęcią podejmę się wszelkich poprawek.
Mam nadzieję, że zielony nikogo nie odstraszy, a wręcz przeciwnie doda nam trochę życia i radości na bloga.

Jedziemy z koksem...



PS. Zrobiłam ramkę 'menu' chociaż nadal się upieram, że powinna iść zaraz pod nagłówkiem w lini horyzontalnej. Ok, już cicham i się nie rządzę :3
Zadanie będzie do końca tygodnia.

 

sobota, 27 października 2012

Zadania

Dla Grace na Głównego Szpiega :

 Nadchodzi poranek. Las powoli budzi się do życia. Gdy kierujesz się już ku swojej jaskini po udanym polowaniu, zauważasz końską sylwetkę. To Siribi pokłusowała do ciebie, wyraźnie zdenerwowana.

- Witaj Grace. Cieszę się że cię już nie śpisz. Mam do ciebie ważną sprawę. Naszymi sąsiadami ze wschodu jest wataha wilków. Bo widzisz problem w tym, że zmieniła się tam hierarchia. Nie mam pojęcia czy nowy przywódca owej watahy nie ma złych zamiarów odnośnie naszych terenów. musisz to sprawdzić a przy okazji nie możesz dać się zdradzić. Postaraj się wybadać co się tam dzieje, nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi. Ah.. i jest jeszcze coś. Do zadania przydzieliłam ci dwa niewielkie lisy, będą twoim wsparciem. Musisz jednak okazać się dobrym liderem dla nich. Są nowicjuszami lecz mają wspaniałe predyspozycje na szpiegów. Myślę, że będą ci pomocni. Oczywiście jeśli chcesz mogą porostu obserwować ciebie w akcji nie mieszając się w nic. Wybór należny do ciebie.
- Siwa przerwała, przyglądając się tobie z uwagą. Teraz musisz zdecydować. Czy podejmiesz się tego zadania?

[Czas na zadanie nie jest ograniczony ale byłoby miło gdybyś skończyła w miesiąc.  Powodzenia.]


Dla Xeattie na Zwiadowce :

- Więc jeśli chodzi o te zadanie sprawa wygląda nieco inaczej. Jako zwiadowca musisz wykazać się dużą czujnością oraz bacznością na tereny SD. Aby sprawdzić twoje umiejętności na chacie pojawi się specjalna postać. Musisz być uważna i ostrożna. Nikt nie wie kto to... - Klacz uśmiechała się i po chwili zniknęła w ciemnych zaroślach, by powrócić do odpoczynku.

[Zadanie polega na tym, iż kiedy nieznana postać pojawi się na terenach, musisz zachować się właściwie, jak na zwiadowce przystało.  Wskazówka : Zapoznaj się szczegółowo z blogiem: (tereny, postacie, historia itp.)
Zadanie wykonasz w tym tygodniu i na podstawie logów napiszesz opowiadanie. Powodzenia.]

niedziela, 21 października 2012

Ripples in the Rockpolls



Pełne imię: Gráinne Ní Mháille
Znaczenie imienia: Grace, Z Wód Connaught
Przezwiska: Grace, po prostu Grace.
Wiek: W pełnię księżyca przed końcem roku minie pięć lat od jej narodzin.
Płeć: Wadera
Gatunek: Wilk Morski (Fretum Lupus)
Hierarchia: Szpieg

Charakter: Grace to zrównoważona, dorosła wadera. Ciężko ją wyprowadzić z równowagii, albo nawet sprawić, ża zapomni się w swych manierach. Czasami wręcz flegmatyczna w obejściu, charakteryzuje się dziwacznym poczuciem humoru i wypowiadaniem się w krótkich zdaniach. Często używa "pirackiego" slangu. Elegancka, dbająca o swoją prezencję często zdobywa sobie imię dandyski.
Żadko zadaje pytania, choć uwielbia interesujące dysputy. Pod tą elegancką powłoką kryje się jednak pełna opinii głowa. Lojalna i szczera posiada wszystkie atrybuty dobrego żołnierza. Wychowana na szpiega, umie skradać się bezszelestnie, niezauważalna niczym transparentna woda jak i wykonać nagły, ostry atak. Nie, dla swych wrogów nie ma litości.
Pochodzenie: Wybrzeża Connaught.
Lubi: Woda, to zdecydowanie jej żywioł. Szanuje inteligencję oraz dobre maniery.
Nie lubi: Nie przepada za cieniem i chłodem. Gadaniną bez tematu oraz lenistwem. Chamstwa oraz sądzenia bez dowodów.
Zainteresowania: Ćwiczenie swych szpiegowskich zdolności, magii.
Historia: | Podarek Wody | Morska Toń | Mgła i Woda | Vicor - Retrospekcje |

Ciekawostki

  •  Jest ślepa na lewe oko.
  •  Poza przemianą w sokoła, Grace zna jeszcze kilka "magicznych sztuczek" - posiada względną kontrolę żywiołu wody.
  •  Umie oddychać pod wodą.
  •  Jej wrogowie nazywają ją "piracką królową", nikomu jeszcze nie objaśniła dlaczego...

Aparycja


Wygląd:
 Wadera o krótkim pysku i bystrych oczach. Jej gęste futro jest niezwykle miękkie, i gdy zamoczone łączy się w przypominający pingwinie pióra pancerz - umiejętność znana wszystkim morskim wilkom i pozwalająca na swobodne pływanie. Krótkie uszy także są charakterystyką tej rasy.


Przemiana:
Stosunkowo mały sokół o oczach przypominające wilcze. Ciemne pióra zawsze pokryte są delikatnymi kroplami wody, które nie przeszkadzają w locie. Żadko się ją widuje w tej postaci, ponieważ wilczyca nie czuje się pewnie w powietrzu.



+Kontakt: Głównie blog, chat - ale jak ktoś zapyta to podam GG.
+Kolor na chatach: 246899
+Nick na chatach: Grace_ | Grainne

+Motto: "Życie powinno być krótkie, ale wesołe."

Wiara może zdziałać cuda...

UWAGA!!!

 Widzę, że na bloga już nikt nie zagląda. Trudno. Wasz wybór. Mogłabym teraz powiedzieć kilka wzruszających lub wręcz przeciwnie słów lecz nie.  Stado będzie trwało póki chociaż jedna osoba będzie trwać, a będę to ja. Może gadam do siebie... Nie szkodzi. Mimo wszystko zapraszam każdego kto jeszcze pamieta o dawnym SD. Zapraszam też nowych, jeśli ktoś się odważy..

Siribi

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kosa


Scytthe

  Płomienna sierść, połyskująca w nikłym świetle księżyca zwracała   uwagę nawet  wtedy, kiedy jej właścicielka jak najbardziej chciała się schować. Ruda z premedytacją machnęła swym puszystym ogonem, przylegając jeszcze mocniej do ośnieżonej ziemii. Noc była mroźna,  a drobne płatki białego puchu okalały jej smukłe ciało. Uszy, które wadera wcześniej postawione miała na sztorc, teraz przylegały płasko do czaszki. Warknęła pod nosem, w duchu wyzywając się od kompletnych idiotek. Jak ma szpiegować, kiedy nie została do tego wyszkolona? Nie była w tym dobra, a dwa wilki siedzące na skraju  rzeki zdawały się w ogóle nie poruszać. Chociaż była wilkiem kanadyjskim poczuła już pierwsze objawy hipotermii, wolała nawet nie myśleć jak bardzo bolą ją łapy. Wilki wędrowały już dłuższy czas, nie odpoczywały ani chwilę. Ona jako, że potrafiła poruszać się bezszelestnie podążała za nimi cały czas. Nie chciała, aby jej uciekli. Teraz dwa basiory wstały  niespokojnie, a Kosa drgnęła. Wyjrzała zza niskich krzaków, aby mieć na nich lepszy widok. Uśmiechnęła się, widząc że biały samiec wzdycha ciężko, podnosząc swą ranną łapę. Drugi, ciemniejszy spojrzał na niego z politowaniem, a ruda mistrzowsko wywróciła oczami, czego nauczyła się od Siwej przyjaciółki.
 Nagle nocną ciszę przerwało przeraźliwe wycie. Musieli być już blisko stada, które zabrało jej tereny. Gdy Pirit bezpowrotnie od nich odeszła, okolice stały się niczyje. Do czasu, gdy stado basiorów je przechwyciło. Teraz członek Rady Lasu HoFS, mający rządzę zemsty we krwi śledził tamtejszą Alphe, która była ranna.
Nagła decyzja odmieniła całe jej życie. Skoczyła przed siebie, nie bardzo myśląc na co właściwie się zdecydowała. Nigdy nie była mistrzem w walce, wolała negocjowanie z przeciwnikiem, niż kontakt fizyczny. Psychologia i manipulacja były jej dobrą stroną. Dlaczego więc to zrobiła? Za bardzo kochała to stado, a wiedziała że z nimi nie ma negocjacji. Dwoma susami dorwała białego, wskakując mu na grzbiet. Ten warknął jej wprost do ucha, ostrymi kłami sięgając szyi, na której z pewnością chciał odszukać pulsujący punkt. Kosa w ostatniej chwili odskoczyła od niego, gdy wpadł na nią drugi basior, zaalarmowany całą ta sytuacja. Padła jak długa na ziemię, a obudzone przez ich warczenie ptaki gwałtownie poderwały się z drzew.
 Jednym zręcznym ruchem zwaliła go z siebie, mknąc za uciekającym białym. Tchórz! Krzyknęła za nim, dysząc ciężko. Uśmiechnęła się mimowolnie, widząc że ten z pewnością się jej obawia. Dogoniła go z łatwością, jej ciało przystosowane było do szybkiego biegu. Teraz nie miała zamiaru  chybić. Wskoczyła na niego, przegryzając tętnicę. Ten upadł, a na śnieżnobiałym śniegu pojawiła się szkarłatna krew. Spojrzała na niego z bólem widocznym w błękitnych tęczówkach. Nie miała serca tego robić, było to jednak konieczne. Opuściła nisko łeb, cofając się gwałtownie. Poczuła, że towarzysz białego przystanął nieopodal, będąc w szoku. Ruda zawyła głośno, oznajmiając swoje zwycięstwo.

Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy, złe stworzenia już bez przywódcy wyniosły się z terenów stada. Teraz jej stada. HoFS miało wkrótce wrócić do życia.

Imię; Scytthe
Pseudo: Scy, Kosa, Ruda, Scycia.
Wiek: Jako wilk ma prawie 3 lata
 O niej: Jest dość rzadkim, rudym wilkiem kanadyjskim o błękitnych ślepiach. Smukły pysk przechodzi w lekką szyję, na której widoczny jest kawałek białego futra. Silne łapy, potrafiące pokonywać długie odległości jak i wysokie przeszkody wyglądają na wytrzymałe. Grzbiet, na którym często przesiadują różne wiewiórki i inne leśne zwierzęta wydaje się być wygodny. Z charakteru potrafi być zimną suką jak i przyjazną koleżanką. Wszystko zależy od towarzystwa. 

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Spam/Sojusze


Spam, oraz sojusze będą przyjmowane jedynie pod tą notą!

sobota, 11 sierpnia 2012

Siribi


*Na środek polany w kłusowała śnieżnobiała klacz. Jej jasna sierść, lśniła w promieniach słońca, lecz większą uwagę skupiały jej rybie oczy. Tupnęła nieco mocniej nogą, po czym zaczęła mówić miękkim aksamitnym tonem.*

 
[by opaque-studios]

Imię: Siribi
Przydomek: Tańcząca z wiatrem
Płeć: Klacz
Data urodzenia: 22. 08
Wiek: 3 Lata
Historia: Związana z Shadow Dancers
Stanowisko: Alpha
Charakter: Miła, Przyjazna, Radosna, Wrażliwa, Pewna Siebie
Wygląd: Niezbyt wysoka siwa klacz, o błękitnych oczach.

Historia

31.03.2012r. - Założenie stada przez Fride.
01.04.2012r. - Stado topuje ranking flash chata - 8 obecnych osób.
18.04.2012r. - Ustanowienie "1 Prawa Przyziemnych". Stado opuszcza 2 członków, którzy nie chcą zaakceptować zmian.
19.04.2012r. - 4 nowe osoby pojawiają się w stadzie!

Upadek I SD

11.08.2012r. -Przejecie władzy przez Siribi oraz przeniesienie stada na blogspot.
29.10.2012r. - Zmiana grafiki na blogu.