poniedziałek, 24 grudnia 2012

Życzenia



Najserdeczniejsze życzenia
Cudownych świąt Bożego Narodzenia,
Ciepła i wielkiej radości,
Miłych oraz hojnych gości,
Pod choinką dużo prezentów,
A w Waszych sercach wiele sentymentów
  
 życzy Siribi

sobota, 15 grudnia 2012

Tymczasowa Polana

Z powodu awarii flasha zapraszam wszystkich na zapasowy czat na spikierii:


hasło: tancerze cienia

Siribi

piątek, 14 grudnia 2012

.,.

Pam param pam . Niestety lecz ja . Otóż to ja oddaje laptopa do naprawy więc możliwe że mnie długo nie będzie . 

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Panika.

          Zwykły, kolejny dzień. Życie Xeattie składało się raczej z: monotonnych poranków, monotonnego popołudnia, monotonnego wieczoru, monotonnej nocy. Wstawała, jadła, spała. Nieodłącznym elementem jej dnia było bieganie. Dzień, bez zatracania się w szybkości, był dla niej dniem straconym. Gdyby musiała opisać tę czynność jednym wyrazem, użyłaby słowa „wymazywacz”. Biegnąć mogła wyzbyć się problemów i zapomnieć o troskach i zmartwieniach. Wtedy nie liczyło się to, kim jest, jaka jest czy jak się nazywa. Najważniejsze było wtedy jej „zewnętrzne ja” i otoczenie. Podczas biegania zapamiętywała okolicę. Uczyła się każdego drzewa, każdego z osobna, obok którego przebiegała. Uczyła się też dźwięków: szumu drzew, śpiewu ptaków czy dźwięku dudnienia, który powstawał przy odbijaniu się jej łap od podłoża. Zatracała własne ja, by chodź na chwile żyć w zgodzie z naturą. Nie ważne jak bardzo zmęczona czy jak wielki ból czuła – biegła.
          Wsłuchując się w trzeszczenie śniegu, pod wpływem jej ciężaru, na swojej drodze napotkała wilczycę. I cały czar zatracania siebie prysł... Istota na jej drodze była niewiele wyższa od niej i cała czarna. Miała jasne, złote, niemalże świecące oczy. Xeattie rozpoznała w wilczycy alphę z jej byłego stada. A ona czego tu?
          - Co ty tutaj robisz? - Xea mimowolnie najeżyła sierść i odsłoniła kły. - Tak szybko się twoje stado rozpadło? Jaka szkoda! - powiedziała z udawaną troską i zrobiła krok w jej stronę. Stawiała łapy teraz ciężej, ze wściekłością. Jeszcze jej tu brakowało.
          -Kochana, nie denerwuj się tak – uśmiechnęła się. Łatwo było się domyśleć, że uśmiech ten był nasączony fałszerstwem i dwulicowością. Sprawiała pozory normalnej, godnej zaufania. W prawdzie cała wataha nazywała ją „krwiożerczą suką” lub po prostu „suką”. Nie myślała o innych, dbała tylko o swój tyłek. Nie liczyła się ze zdaniami innych osobników. Nie wiadomo było, co Roy w niej widział. Naprawdę spokojny wilk, z którym można było się dogadać. Może po prostu go zmusiła? Umiała tylko grozić lub zmuszać. To wychodziło jej najlepiej.
          - Nie nazywaj mnie tak i nie susz zębów. Nie jesteś na swoich terenach i bez problemu mogę wyrwać ci serce czy przebić płuca – syknęła. - A teraz znaj moją litość i uciekaj stąd.
          - Przyszłam po prostu zobaczyć, jak radzisz sobie w nowym otoczeniu. Zaakceptowali Cię? Pewnie nie... Biedactwo... - zachichotała i cofnęła się.
          - Dla twojej usranej wiadomości – tak, zostałam zaakceptowana. Nie powinno Cię to interesować jak sobie radzę, czy cokolwiek innego dotyczące mojej osoby. A teraz może pokazać ci drogę powrotną do „stada” które naprawdę nim nie było? Ile istot już odeszło? - zapytała się.
          - Nikt nie odszedł. Paru ja się pozbyłam... - spuściła łeb. Xeattie miała wielkie wpływy w stadzie, czasami nawet wielkie niż ona. Nie zawsze wszyscy słuchali się Kassandry. Tak naprawdę, nie nadawała się na przywódcę. Tav była na tyle odważna, by się jej przeciwstawić. W tamtym stadzie mało kto umiał. Po prostu bali się jej reakcji i kary. Szara nie wierzyła, że nikt nie odszedł. Po prostu wiedziała, że ktoś poszedł w jej ślady. Ale co fakt, Kassandra była zdolna, by wyeliminować własną rodzinę ze stada.
          - To dosyć płytkie... Pozbyłaś się najbliższych. I to wielu, wysyłając ich na wojnę, a sama nie przyszłaś. Obiecywałaś, że pójdziesz z nimi. Gdzie twoje hasło „rodzina jest jednością” ? - Tav coraz bliżej do byłej przywódczyni. Jedna jej część wołała rozszarp ją! Na co czekasz kretynko?! No dalej! Druga zaś chciała zostać spokojna i wyrzucić jej wszystkie złe czyny, przewinienia. Niech zgnije moralnie. Doprowadź do tego.
          - Co Cię to interesuje?! Sama się wypięłaś?! Zdradziłaś nas! I to jeszcze dla jakiś jelonków i łaciatych krów! Na mnie gadasz?! Sama nie uczestniczyłaś w wojnie nie wiadomo czemu! Ja nie wiem, co inni w Tobie widzieli. Jesteś tak samo dwulicową suką jak ja – syknęła Xei do ucha i wbiła jej pazury w bok robiąc przy tym długą szramę.
          - Nie udawaj, że nie wiesz! Sama nie nasłałam na siebie Twoich strażników! Albo w sumie, wiesz co? Wolałam posiedzieć sobie zamknięta z dala od tego wszystkiego. Tak, to było moim wielkim marzeniem! - Trawożerna nie wytrzymała napięcia i presji i rzuciła się na Kassandre kłapiąc przy tym kłami przy jej szyi.
          - Od razu ja ich na Ciebie nasłałam! Bo nie mam nic innego do roboty! - z siłą odbiła się tylnymi łapami od ziemi co spowodowało, że Xea teraz leżała pod Kassandrą. Prawdę mówiąc, Kassandra była dużo silniejsza od innych wilków, co zapewniło jej przewagę nad innymi i stanowisko alphy.
          - Nie, sami na mnie napadli! Sami narazili się na moją wściekłość i sami wiedzieli, że przez nią zginą. Dobrze wiesz, że ja jak sobie coś postawię, to zrobię wszystko, by to zrobić. Nie ważne ile twoich lizodupków musiałabym zabić. Chciałam uczestniczyć, ale nie mogłam! Tym się różnimy, moja droga. Ty po prostu się bałaś, ja po prostu nie mogłam. Jak dobiegłam to było już za późno. Część stada była zabita, a reszta pojmana. Nieliczni zostali, bo się schowali. Nawet szczeniaki miały odwagę.- wbiła pazury w jej pysk.  - Po prostu jesteś suką. O nikogo nie dbasz, tylko o swój tyłek. Roy zginął przez Ciebie! Za wasz związek, którego tak naprawdę nie było. Zdradzaliście się nawzajem bo żadne z was do siebie nic nie czuło! Zmuszałaś go do wszystkiego! Za kogo się masz przychodząc tutaj? Czego tu szukasz?! Szczęścia? To go nie znajdziesz! Nie pozwolę na to, byś zniszczyła kolejne stado! Powinnaś się uczyć od przywódczyni tego stada!
          Nagle Xeattie poczuła, jak braknie jej oddechu i zaczyna się dusić. Oddychała szybko i płytko powoli tracąc siły na to. Śnieg przebarwił się jej krwią. I wszystko traciło sens. Umierała za prawdę i szczerość. Całe życie jej przelatywało przed oczami. Przeżywała wszystko od początku, to jak bawiła się z królikami, do których czuła pewny sentyment; to jak w późniejszym czasie odkrywała historię jej rasy; niekończące się luksusy w tropikach; różne stada, różne istity, z którymi poczuła wielką więź. To wszystko nagle traciło sens i istnienie... I się skończyło.
                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Obudziła się cała mokra i ogarnęła ją panika. To nie możliwe, że Kassandra żyje. Rozejrzała się nerwowo po polanie i zaczęła panicznie krzyczeć. Zgromadzeni na łące spojrzeli się na nią z przerażeniem w oczach. Nie, to nie może być prawda! Zaczęła biec jak najszybciej mogła rozglądając się. Często obracała się i wszędzie widziała zarysy Kassandry. Wrzeszczała na cały głos. Ptaki siedzące na gałęziach rozleciały się na każdą możliwą stronę; po nich zostało tylko nic innego jak echo głośnego trzepotania skrzydeł. Patrzyła na las, który wyglądał jak Kassandra i wrzeszczał na nią. Uspokój się głupia. Zabiłaś ją. Nic się nie stało. To tylko sen... To tylko głupi sen. Osunęła się bezsilnie po drzewie i położyła przy jego korzeniach. Po chwili uspokoiła się, panika została w tyle; wydalona w większej części poprzez łapy odbijające się od podłoża. Teraz bardziej było jej głupio, za to, że nawrzeszczała na zgromadzonych... 
____________________________________________________
Spontaniczne z masą błędów. Najdłuższe opowiadanie w moim życiu.  

Poderek Wody Cz.1

DO TYCH KTÓRYM NIE CHCE SIĘ PRZWIJAĆ BLOGA - POD MOIMI WYPOCINAMI JEST LISTA OBECNOŚCI... Jak chcecie to pomińcie to coś i podpiszcie. 
(Jeśli chodzi o samą hostorię mniemam, że jest odrobinę brutalna i tragiczna.) 


"Połóż mnie.
Pozwól, aby jedynym dźwiękiem
Był odgłos wody,

Kieszenie pełne kamieni."




          Normanowie pojawiali się w okolicy niemal co zimę. Za każdym razem, gdy Connaught nawiedzały północne wiatry niosły one ze sobą wycie tych ciemnofutrych istot, a cała osada drżała w niepokju. O dziwo, to rodzina królewska zamartwiała się tą sytuacją najbardziej. Ciemnofutrzy zazwyczaj nie plądrowali bowiem lądów i nie zabijali postronnych łowców. Dla nich zagrożeniem byli jedynie Ci, którzy mieli władzę i moc. Rodzina Grainne popadała w obie kategorie.
          Grace wciąż była wtedy szczenięciem, niepomnym politycznych niesnasek panujących w kraju. Jeśli jej o to zapytać, w dzień kiedy wiatr mocno wieje a ona odczuwa spokój ducha sama przyzna, że pamięta ów dzień lepiej, niż by chciała. Bawiła się tego dnia na plaży z kilkoma rówieśnikami, zupełnie nieświadoma zbliżającego się niebezpieczeństwa. Dlatego też zdziwiła się nieco kiedy zjawił się nabrzegu morza jej ojciec. Był on łaciaty w taki sam zabawny sosób jak jego córka i odbierało mu to nieco autorytetu. Ciepłym sercem zdobył sobie jednak sympatię poddanych, którzy przenigdy nie powiedzieli o nim złego słowa.
     -Grainne, kochanie. Mam dla Ciebie niespodziankę.- Głos miał łagodny, jak piana na krańcach fal. Łaskotał przyjemnie, choć tego dnia nieco się załamywał.
     -Jaką, ojcze?- Mała zdziwiła się nieco, pożegnała jednak znajomych skinieniem łba i podeszła do basiora. Zerknęła na niego swym dobrym ślepiem, próbując odgadnąć co też mógł on przygotować.
     -Twój Wuj zgodził się rozpocząć Twój trening. Jesteś już wystarczająco duża by zostać Szpiegem, moja droga.- W głosie władcy nie słychać było jednak dumy, bardziej troskę co trochę zadziwiło młodą. Nie mniej jednak jego słowa wywołały euforię, która wywiała wszelkie zmartwienia w najciemniejsze zakątki jej umysłu. Podziękowała drżącym szeptem i ruszyła żwawym krokiem ku miejscu gdzie spodziewała się spotkać Aroon'a. Król powędrował za nią, nieco w tyle, po cichu żegnając się ze swą córką.

          Tak jak zgadywała kudłata księżniczka, Aroon jej u wejścia do madmorskiej jaskini, przez członków stada zwanej "Barakami". Jego śniady pysk wygięty był w zadowolonym uśmiechu, który nie sięgał oczu, lecz Grace nie dostrzegła tego. Podkłusowała tylko, witając się dworsko i zaczęła wypytywać o szczegóły treningu i jej przyszłe zadania. Tradycją jej rodu było, aby rodzina królewska mieszała się z resztą stada i zajmowała ich profesjami. Jej matka matka zajmowała się opieką nad szczeniętami, ojciec łowiectwem. Jednak Grace odkąd tylko pamiętała interesowała się szpiegowtwem. Nie raz zakradała się do licznego rodzeństwa, wykradała pozbawione znaczenia informacje lub niczym "domowy" przeniosiła przedmioty z miejsca na miejsce niezauważona przez nikogo. Miała do tego talent, jednak za każdym razem kiedy prosiła o zgodę na rozpoczęcie treningu spotykała się z kamiennym wyrazem twarzy matki i zapewnieniami, że jest za młoda. Nagła zmiana ich zdania znacznie poprawiła jej humor.
          Monolog Grainne został przerwany, gdy tylko Król Finn ją dogonił. Momentalnie jej wuj zajął się rozmową z bratem zmienijąc tor pogawędki na dorosłe, mało interesujące tematy. Przyciszone głosy rodziny brzmiały gorzko i młoda skorzystała z okazji i zaczęła się rozciągać, szykując do testów które ją czekały. Wilki rozmawiały przez dłuższą chwilę wyraźnie zaabsorbowane jakimś tematem. W końcu głos Finn'a przywołał do siebie córkę.
     -Grace, pójdziesz teraz z wujem. Chce zabrać Cię do lasu, by sprawdzić jakie masz predyspozycje.- Słowa zdawały się przychodzić do niego z jakimś trudem, potykał się na nich raz po raz. Grainne tłumaczyła sobie to emocjami. Jakby nie było, był to dla nich wszystkich wielki dzień. Podeszła do ojca i dotknęła nosem jego ganaszu.
     -Dziękuję, Ojcze. Nie zawiodę Cię.- Zapewniła i skłoniła się przed nim nisko. Po tym odeszła na ubocze, ku ścieżce prowadzącej do lasu, by tam oczekiwać śniadego basiora, który miał zostać jej mentorem. Obejrzała się jeszcze po drodze i dostrzegła jak Aroon szepta coś do królewskiego ucha i zaciśnięte w niepokoju szczęki ojca. Po chwili basior ruszył za nią i ruchem puska nakazał narzucić tępa. Biegiem zniknęłi gdzieś w głębi lądu, zostawiając za sobą słony zapach oceanu i zmartwienia.

♣ ♣ ♣

          Przez jakiś czas wędrówka przez las odbywała się w zupełnej ciszy. Aroon wydawał się młodej nieswój i Grace prawie uznała jego milczenie jako formę testu, lecz dostregła szybko, że nie obserwował jej ruchów, a to znaczyło, że nie mógł też oceniać jej możliwości. Kuląc odrobinę uszy podeszła do basiora by nawiązać konwersację.
     -Ojciec wydaje się wątpić we właściwość swego postęku.- Zauważyła prawdomównie, po czym zerknęła na wuja oczekując zniecierpliwiona jego reakcji. Odpowiedział jedynie potwierdzającym mruknięciem i przyspieszył kroku.
     -On wcale nie chce, żebym zaczęła trenować, prawda?- Naciskała nadal chcąc sprowokować Aroon'a do rozmowy. -Obawia się, że sobie nie poradzę... Dlatego nie trenujemy jeszcze.
     -Tak, obawia się o to jak sobie poradzisz.- Basior złamał się w końcu i zwieszając łeb odpowiedział. Wiedząc jednak, że wadera opacznie zrozumie jego słowa dodał po chwili. -Jeżeli chcesz możemy rozpocząć trening. Zapewniam Cię jednak, że lepiej zrobimy zwyczajnie czekając.
          Ta tajemniczo brzmiąca odpowiedź zupełnie zbiła młodą waderę z tropu. Jej uszy wygięły się w przód po psiemu kiedy to zastanawiała się nad  znaczeniem tej odpowiedzi. Wiedziała jednak, że wyciągnięcie wiadomości od szpiega, który nie chciał ich upowszechnić było stratą czasu. Zła na samą siebie ruszyła szybszym krokiem.
          Kolejne kilka godzin minęło na bezproduktywnej, dźwoniącego milczeniem tułaczce po lesie. Nie zajęło Grace długo by zrozumieć, że jest prowadzona w prostej lini od wioski. Zatrzymała jednak spostrzeżenie dla siebie. Nie nauczyła się w ciągy swego dworskiego dorastania zbyt wiele, jednak wiedziała, aż nader dobrze jakie pytanie wolno zadać a jakie nie. Zresztą oczekiwana odpowiedź pzyszła sama, stymulując wilczą wyobraźnię.
          Jeden, długi, przeciągły krzyk. Wszytko co musiała wiedzieć.
          Grace aż podskoczyła kiedy wysoka nuta wilczego wycia przeszyła powietrze. Nie potrzebowała wytłumaczeń... Momentalnei zrozumiała to co miało pozostać przed nią ukryte. Spojrzenie jej i Aroon'a spotkało się w chwili drastycznego niepokoju, wadera utrzymała jednak spojrzenie, dopieła swego. Po chwili basior wygiął plecy w geście kapitulacji.
     -Normanowie. Przyszli po nasze ziemie... Finnley chciał Cię uratować.- Pęk krótkich zdań, które tak bardzo zapadły waderze w pamięć. Sama łapała się nawet teraz na wypowiadaniu się w teki żołnierski sposób. Ponoć to właśnie trauma czyni nas tym kim jesteśmy.
     -Musimy wrócić, wuju.- Odparła po chwili drżącym głosem. Oto jej własny dom, tak beztroskie i pełne miłości miejsce stało się ofiarą zła zza morza. Przełykając głośno żal uniosła wysoko łeb. Może była młoda, może była naiwna... Lecz nie mogła opuścić swoich w potrzebie.
     -Polgniemy razem z nimi, Grace. Twój ojciec, Twoja matka... Oni woleliby abyś nie wracała.- Głos Aroon nie był kierowany strachem. Był to doświadczony żołnierz, któremy nie strach było walczyć dla ojczyzny. Okazywał on jedynie troskę o młodą bratanicę. Za późno. Księżniczka podjęła już decyzję.
     -Jeśli przyjdzie nam polgnąć, możemy się uważać za bohaterów. A teraz prowadź, Szpiegu.

♣ ♣ ♣

          Droga powrotna była niczym żart. Minęła praktycznie niezauważona, pozostawiając po sobie jedynie zmęczenie i brak świadomości. Młoda wydawała się zupełnie nieświadoma otaczających ją bodźców, kiedy tylko Aroon spojrzał na nią odnajdował przerażona spojrzenie. Wiedział jednak, że bała się o swych bliskich nie o to co może ją spotkać. Sam basior miał się podobnie, lecz był bardziej doświadczony na polu bitwy. Poznał też już na własnej skórze możliwości Normanów. Wiedział w co się pakują i gotów był znieść to co rządał od niego los ze spokojem i czystym umysłem.
          Kilkakrotnie przystawał po drodze, strzygąc uszami i napinając śniade ciało. Liczył, że uda mu się wybadać co też dzieje się na brzegu nim opuszczą leśną powłokę. Musiało mu się powieść, ponieważ wychodząc z lasu pokierował Grace w stronę jaskiń, gdzie pokaźne skały zapewniły im kryjówkę. Kuląc się za jedną z nich przywołał do siebie bratanicę i poinstruował wobec planu działania.
     -Wyjdę im na przeciw. Wiedzą kim jestem i da im to trochę do myślenia, prawdopodobnie zginę nim uda mi się powiedzieć słowo. Ale to nie ważne... Liczy się to, że odciągnę uwagę od Ciebie. Zdobędę czas byś mogła się rozejrzeć, sama wydedukowała jak będzie Ci najlepiej działać.- Jego słowa budziły otuchę, pozorowały nadzieję i młoda Grace przyjęła je z radością.
     -Byłoby dla mnie zaszczytem, Aroon'ie, stać się kiedyś żołnierzem, którym byłeś Ty.- Przyznała się, unosząc wysoko pysk w formie wilczego salutu. Wuj zawsze imponował księżnej, nie tylko przez swą profesję, lecz prez oddanie. Teraz jednak nie umiała obrać uczuć w słowa i umiała oddać mu honor tylko jako rycerzowi. Pzymknęła ślepia licząc, że odejdzie bez dłuższych pożegnań. Przeto i tak mieli się spotkać niedługo po Równoległej.
          Nie myliła się. Głęboko poruszony wilk odpowiedział na jej salutcję po czym zaciskając szczęki wyskoczył na skałę i zawył. Przenikiliwy dźwięk potoczył się echem po kamiennej plaży ogłuszająć zgromadzone na niej ciemnofutre stworzenia jak i ich więźniów. Zew ów przerwał obrady wroga, bezdotykowe tortury, kierowane ku poddanym rodziny Grace. Takie planowanie doszętnie rujnowało ich wiarę w oswobodzenie, szacunek wobec zdegradownych przywódców. Plan nie powiódł się jednakoż, przerwał go bowiem samotny wilk, który porwał się na zmienianie hostorii.
          Grainne obserwowała z ukrycia jak jej wuj zeskakuje pomiędzy najeźdźców obrzucając ich wyzwiskami. Jego odwaga wprost przerażała ją. Dla młodej, ów bohaterski czyn, który sama zainicjowała był niepojęty. Owszem, sama miała niedłgo ruszyć z odsieczą, jednak będzie bardziej przygotowana. Aroon rzucił się w toń potornej rzeki zupełnie nie świadom konsekwencji.
     -Bo nie jest wilkiem ten, który zabiera co jego brata jest. Co sprzeciwia się woli natury i zagrabia sobie co nigdy nie miało być jego... -Monolog urwał się nagle, gdy spomiędzy Normanów wyłonił się zdecydowanie większy osobnik i naskoczył na Aroon'a przygniatając go łapą.
     -Zamilcz, kundlu. Wasza era się skończyła.- Niepodważalny autorytet. Niepodważalna łapa. Chociaż morski wilk wił się pod ciężarem napastnika nie mógł się wyspobodzić. Przeklnął kilkakrotnie, lecz zwiększony nacisk doprowadził go do pisku.
     -Wiesz co z wami zrobimy?- Kontynuował Normandzki wódz. Syczał, niczym wąż, grożąc w sposób niewyobrażalnie wprost kompromitujący. -Spalimy was... Tylko po to, by potwierdzić, że wasza woda nic nam nie zrobi.
          

♣ ♣ ♣

          Zza skał całe to zajście traciło na wartości. Zdawało się nieralne, niematerialne. Jak jakaś iluzja, obłudna mara senna, która znalazła swą drogę do rzeczywistości. Grace wiedziała jednak, że to co widzi jest prawdą.
          Obserwowała pojmanie Aroon'a z grozą i poczuła jak jej serce pamienieje, gdy z morcznych ust Normanów podła groźba ognia. Wiedziała już bardzo dobrze, że nie uda jej się nikogo uratować. Nie rozumiała zbyt wiele, lecz czuła, że lepiej dla jej poddanych będzie, jeśli zniknie gdzieś w cieniu, teraz, kiedy jeszcze dla nich pozostała jakaś nadzieja. Grainne była jednak wysoko urodzona, a w tych młodych latach charakteryzowała się dumą i próżnością. Nabrała w płuca powietrza, delektując się słonym zapachem wody, który prawdopodobnie czuła po raz jeden z ostatnich i przygotowała się mentalnie do spojrzenia piekłu w oczu. Wtedy też napięła kręgosłup gootując się do skoku.
          Ten nigdy nie nastał. Dotyk, jakże delikatny, lecz paraliżujący. Na jej skroni znalazła się dłoń, łagodząca i ostrzegająca w tym samym czasie. Wadera uniosła wzrok, zbyt zszokowana by czuć się w niebezpieczeństwie i ujrzała przed sobą piękną kobietę o łagodnych rysach i ciemnych oczach. Uśmiechała się pobłażliwie, tak jakby wiedziała co ma się stać. Emanowała niewyjaśnioną mocą, a jej słowa ukoiły rozpacz w sercu Grace. Przyjęła je z radością, nie obawiając się już przyszłości. Czasami los oferuje nam pakt, którego nie możemy odrzucić. Są momenty, w których przeznaczenie drwii z nas, udając na pokaz, że mamy wybór. To wszystko jednak nie prawdą jest. Odpowiedź zawsze jest jedna. Delikatny głos...
     -Ocalę ich, Grainne. Oczekuję tylko drobnej zapłaty... Chcę Ciebie w zamian.

niedziela, 2 grudnia 2012

Czas na wspolną zabawe.

Siribi jest taka mądra i świetna i możecie ją czcić i w ogóle...xD
[Wybaczcie. Musiałam się dowartościować.]

A tak na serio.. Organizujemy : Zimowy Piknik

Mimo mrozu, śniegu oraz nieprzyjemnej aury. Na przekór wiatrom, śnieżycom i innym takim. Całę stado zbierze się by świętować rozpoczęcie zimy. Nie lubisz zimy? I tak przyjdziesz. Aby rozgrzać nasze zamarznięte serca odbędzie się wspólny posiłek. Nie unikniecie również zabaw oraz tańców. 

Głównym pomysłodawcą jest Grace i to ona zajmie się przygotowaniem pod moim jakże czujnym okiem. Od razu mówię: Obecność obowiązkowa. Nie przyjmuje wymówek. 

Wszystko odbędzie się w najbliższą sobotę od godziny 18. Pytania? Pod postem lub od razu do Łaciatej.

A oto lista obecności. Czas sprawdzić czy żyjecie. Macie czas do końca tygodnia.

Siribi - obecna
Abstract - obecna
Grace - obecna
Scytthe -obecna
Xeattie - obecna
Zephyr - nieobecny
Waxy - obecna

I na koniec kolejny news. Rezygnuje z gry na czas 1 tygodnia. Czyli spotkacie mnie dopiero na imprezie. Nie proście i tak nie zmienie decyzji. Oczywiście będe dogladała bloga i odpowiem na posty pod moja KP.
Ewentualnie na gg.

To chyba wszystko więc do zobaczenia moi mili.

Siribi

Historia

31.03.2012r. - Założenie stada przez Fride.
01.04.2012r. - Stado topuje ranking flash chata - 8 obecnych osób.
18.04.2012r. - Ustanowienie "1 Prawa Przyziemnych". Stado opuszcza 2 członków, którzy nie chcą zaakceptować zmian.
19.04.2012r. - 4 nowe osoby pojawiają się w stadzie!

Upadek I SD

11.08.2012r. -Przejecie władzy przez Siribi oraz przeniesienie stada na blogspot.
29.10.2012r. - Zmiana grafiki na blogu.