poniedziałek, 3 grudnia 2012

Panika.

          Zwykły, kolejny dzień. Życie Xeattie składało się raczej z: monotonnych poranków, monotonnego popołudnia, monotonnego wieczoru, monotonnej nocy. Wstawała, jadła, spała. Nieodłącznym elementem jej dnia było bieganie. Dzień, bez zatracania się w szybkości, był dla niej dniem straconym. Gdyby musiała opisać tę czynność jednym wyrazem, użyłaby słowa „wymazywacz”. Biegnąć mogła wyzbyć się problemów i zapomnieć o troskach i zmartwieniach. Wtedy nie liczyło się to, kim jest, jaka jest czy jak się nazywa. Najważniejsze było wtedy jej „zewnętrzne ja” i otoczenie. Podczas biegania zapamiętywała okolicę. Uczyła się każdego drzewa, każdego z osobna, obok którego przebiegała. Uczyła się też dźwięków: szumu drzew, śpiewu ptaków czy dźwięku dudnienia, który powstawał przy odbijaniu się jej łap od podłoża. Zatracała własne ja, by chodź na chwile żyć w zgodzie z naturą. Nie ważne jak bardzo zmęczona czy jak wielki ból czuła – biegła.
          Wsłuchując się w trzeszczenie śniegu, pod wpływem jej ciężaru, na swojej drodze napotkała wilczycę. I cały czar zatracania siebie prysł... Istota na jej drodze była niewiele wyższa od niej i cała czarna. Miała jasne, złote, niemalże świecące oczy. Xeattie rozpoznała w wilczycy alphę z jej byłego stada. A ona czego tu?
          - Co ty tutaj robisz? - Xea mimowolnie najeżyła sierść i odsłoniła kły. - Tak szybko się twoje stado rozpadło? Jaka szkoda! - powiedziała z udawaną troską i zrobiła krok w jej stronę. Stawiała łapy teraz ciężej, ze wściekłością. Jeszcze jej tu brakowało.
          -Kochana, nie denerwuj się tak – uśmiechnęła się. Łatwo było się domyśleć, że uśmiech ten był nasączony fałszerstwem i dwulicowością. Sprawiała pozory normalnej, godnej zaufania. W prawdzie cała wataha nazywała ją „krwiożerczą suką” lub po prostu „suką”. Nie myślała o innych, dbała tylko o swój tyłek. Nie liczyła się ze zdaniami innych osobników. Nie wiadomo było, co Roy w niej widział. Naprawdę spokojny wilk, z którym można było się dogadać. Może po prostu go zmusiła? Umiała tylko grozić lub zmuszać. To wychodziło jej najlepiej.
          - Nie nazywaj mnie tak i nie susz zębów. Nie jesteś na swoich terenach i bez problemu mogę wyrwać ci serce czy przebić płuca – syknęła. - A teraz znaj moją litość i uciekaj stąd.
          - Przyszłam po prostu zobaczyć, jak radzisz sobie w nowym otoczeniu. Zaakceptowali Cię? Pewnie nie... Biedactwo... - zachichotała i cofnęła się.
          - Dla twojej usranej wiadomości – tak, zostałam zaakceptowana. Nie powinno Cię to interesować jak sobie radzę, czy cokolwiek innego dotyczące mojej osoby. A teraz może pokazać ci drogę powrotną do „stada” które naprawdę nim nie było? Ile istot już odeszło? - zapytała się.
          - Nikt nie odszedł. Paru ja się pozbyłam... - spuściła łeb. Xeattie miała wielkie wpływy w stadzie, czasami nawet wielkie niż ona. Nie zawsze wszyscy słuchali się Kassandry. Tak naprawdę, nie nadawała się na przywódcę. Tav była na tyle odważna, by się jej przeciwstawić. W tamtym stadzie mało kto umiał. Po prostu bali się jej reakcji i kary. Szara nie wierzyła, że nikt nie odszedł. Po prostu wiedziała, że ktoś poszedł w jej ślady. Ale co fakt, Kassandra była zdolna, by wyeliminować własną rodzinę ze stada.
          - To dosyć płytkie... Pozbyłaś się najbliższych. I to wielu, wysyłając ich na wojnę, a sama nie przyszłaś. Obiecywałaś, że pójdziesz z nimi. Gdzie twoje hasło „rodzina jest jednością” ? - Tav coraz bliżej do byłej przywódczyni. Jedna jej część wołała rozszarp ją! Na co czekasz kretynko?! No dalej! Druga zaś chciała zostać spokojna i wyrzucić jej wszystkie złe czyny, przewinienia. Niech zgnije moralnie. Doprowadź do tego.
          - Co Cię to interesuje?! Sama się wypięłaś?! Zdradziłaś nas! I to jeszcze dla jakiś jelonków i łaciatych krów! Na mnie gadasz?! Sama nie uczestniczyłaś w wojnie nie wiadomo czemu! Ja nie wiem, co inni w Tobie widzieli. Jesteś tak samo dwulicową suką jak ja – syknęła Xei do ucha i wbiła jej pazury w bok robiąc przy tym długą szramę.
          - Nie udawaj, że nie wiesz! Sama nie nasłałam na siebie Twoich strażników! Albo w sumie, wiesz co? Wolałam posiedzieć sobie zamknięta z dala od tego wszystkiego. Tak, to było moim wielkim marzeniem! - Trawożerna nie wytrzymała napięcia i presji i rzuciła się na Kassandre kłapiąc przy tym kłami przy jej szyi.
          - Od razu ja ich na Ciebie nasłałam! Bo nie mam nic innego do roboty! - z siłą odbiła się tylnymi łapami od ziemi co spowodowało, że Xea teraz leżała pod Kassandrą. Prawdę mówiąc, Kassandra była dużo silniejsza od innych wilków, co zapewniło jej przewagę nad innymi i stanowisko alphy.
          - Nie, sami na mnie napadli! Sami narazili się na moją wściekłość i sami wiedzieli, że przez nią zginą. Dobrze wiesz, że ja jak sobie coś postawię, to zrobię wszystko, by to zrobić. Nie ważne ile twoich lizodupków musiałabym zabić. Chciałam uczestniczyć, ale nie mogłam! Tym się różnimy, moja droga. Ty po prostu się bałaś, ja po prostu nie mogłam. Jak dobiegłam to było już za późno. Część stada była zabita, a reszta pojmana. Nieliczni zostali, bo się schowali. Nawet szczeniaki miały odwagę.- wbiła pazury w jej pysk.  - Po prostu jesteś suką. O nikogo nie dbasz, tylko o swój tyłek. Roy zginął przez Ciebie! Za wasz związek, którego tak naprawdę nie było. Zdradzaliście się nawzajem bo żadne z was do siebie nic nie czuło! Zmuszałaś go do wszystkiego! Za kogo się masz przychodząc tutaj? Czego tu szukasz?! Szczęścia? To go nie znajdziesz! Nie pozwolę na to, byś zniszczyła kolejne stado! Powinnaś się uczyć od przywódczyni tego stada!
          Nagle Xeattie poczuła, jak braknie jej oddechu i zaczyna się dusić. Oddychała szybko i płytko powoli tracąc siły na to. Śnieg przebarwił się jej krwią. I wszystko traciło sens. Umierała za prawdę i szczerość. Całe życie jej przelatywało przed oczami. Przeżywała wszystko od początku, to jak bawiła się z królikami, do których czuła pewny sentyment; to jak w późniejszym czasie odkrywała historię jej rasy; niekończące się luksusy w tropikach; różne stada, różne istity, z którymi poczuła wielką więź. To wszystko nagle traciło sens i istnienie... I się skończyło.
                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
          Obudziła się cała mokra i ogarnęła ją panika. To nie możliwe, że Kassandra żyje. Rozejrzała się nerwowo po polanie i zaczęła panicznie krzyczeć. Zgromadzeni na łące spojrzeli się na nią z przerażeniem w oczach. Nie, to nie może być prawda! Zaczęła biec jak najszybciej mogła rozglądając się. Często obracała się i wszędzie widziała zarysy Kassandry. Wrzeszczała na cały głos. Ptaki siedzące na gałęziach rozleciały się na każdą możliwą stronę; po nich zostało tylko nic innego jak echo głośnego trzepotania skrzydeł. Patrzyła na las, który wyglądał jak Kassandra i wrzeszczał na nią. Uspokój się głupia. Zabiłaś ją. Nic się nie stało. To tylko sen... To tylko głupi sen. Osunęła się bezsilnie po drzewie i położyła przy jego korzeniach. Po chwili uspokoiła się, panika została w tyle; wydalona w większej części poprzez łapy odbijające się od podłoża. Teraz bardziej było jej głupio, za to, że nawrzeszczała na zgromadzonych... 
____________________________________________________
Spontaniczne z masą błędów. Najdłuższe opowiadanie w moim życiu.  

2 komentarze:

  1. W ciekawy sposób odkrywasz przed czytelnikiem wiadomości. Twoje opowiadanie trzyma w napięciu no i opis śmierci... Wspaniały. Tak samo jak i zwrot akcji na samym końcu. Z chęcią przeczytam każde kolejne opowiadanie :3 -Grace

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah, dzięki. W sumie też pewne napięcie miałam jak pisałam...

    OdpowiedzUsuń

Historia

31.03.2012r. - Założenie stada przez Fride.
01.04.2012r. - Stado topuje ranking flash chata - 8 obecnych osób.
18.04.2012r. - Ustanowienie "1 Prawa Przyziemnych". Stado opuszcza 2 członków, którzy nie chcą zaakceptować zmian.
19.04.2012r. - 4 nowe osoby pojawiają się w stadzie!

Upadek I SD

11.08.2012r. -Przejecie władzy przez Siribi oraz przeniesienie stada na blogspot.
29.10.2012r. - Zmiana grafiki na blogu.